W meczu szóstej kolejki II ligi siatkarki ŁMLKS Łask uległy stołecznej Politechnice 1:3. O porażce oraz atmosferze w drużynie opowiada Maja Nowicka, wychowanka ŁMLKS, która ostatnie dwa sezony spędziła w drużynie „inżynierek”.
Niespełna dwa tygodnie temu przegrałyście z LSW 0:3, teraz uległyście 1:3 stołecznej Politechnice. Warszawa znowu nie okazała się dla was szczęśliwa.
Maja Nowicka: – Patrząc na ilość treningów oraz przygotowanie do sezonu, wszystkie warszawskie zespoły biją nas na głowę. Często mamy problemy ze skompletowaniem składu. Tuż przed rozpoczęciem sezonu kontuzji doznała Danuta Zagojska, a przed tygodniem Monika Stasiak. Również Ada Sobczak narzeka na ból w kolanie. Dla porównania, w Warszawie jest znacznie więcej zawodniczek chętnych do gry. U nas niestety wygląda to trochę inaczej, więc trener ma mniejszą mozliwość rotacji. Staramy się jednak o tym nie myśleć i wyjść takim składem, jakim w danym dniu dysponujemy. Chcemy grać, a to jest najważniejsze.
W Politechnice spędziłaś dwa ostatnie sezony. Mecz z ekipą Roberta Strzałkowskiego miał dla ciebie jakieś szczególne znaczenie czy podeszłaś do niego tak jak do każdego innego spotkania?
– Z jednej strony rzeczywiście był to mecz szczególny, ale tylko do momentu wejścia na boisko. Wtedy zapominam o tym, kto gra po drugiej stronie, bo trzeba się skupić na swojej połówce boiska. Chciałam udowodnić w tym meczu, przede wszystkim sobie, że nie jestem tylko zawodniczka defensywną. Powoli mi się to udaje, jednak przede mną jeszcze sporo ciężkiej pracy.
Jakie wnioski można wyciągnąć z waszego meczu z Politechniką? Należy cieszyć się z seta urwanego faworytkom czy raczej martwić się, że znowu – podobnie jak w meczu z LSW – w trzech przegranych partiach nie zdobyłyście nawet 17 punktów?
– Na pewno ten jeden set cieszy. Może nie w kontekście wyniku, ale w końcu zagrałyśmy na swoim poziomie. Do tej pory nie było zbyt wielu spotkań, w których pokazałyśmy wszystkie nasze atuty. W trzecim secie, jeszcze napędzone wygraną drugą partią, też zaczęłyśmy bardzo fajnie. Niestety, znów w naszej grze coś się zacięło. Kiedy coś nam nie wychodzi, tracimy pewność siebie i za szybko spuszczamy głowy. Potrzeba nam większej pewności siebie na boisku. Być może wynika to z tego, że większość zawodniczek debiutuje bądź wraca po dłuższej przerwie do drugiej ligi. Jesteśmy tak naprawdę nowym zespołem. Powoli się ogrywamy i mam nadzieję, że w końcu uwierzymy w siebie i z meczu na mecz będziemy grać coraz lepiej.
Mecze z LSW i Politechniką pokazały wasze miejsce w szeregu? W spotkaniu z Budowlanymi Toruń będziecie oszczędzać siły na pojedynki z UKS Ozorków i Nike Ostrołęką czy jednak postaracie się namieszać w czołówce?
– Na pewno do żadnego spotkania nie podchodzimy z myślą, że mecz się odbył. W każdym teoretycznie wygranym meczu można przegrać i odwrotnie. Taka jest kobieca siatkówka, tutaj często traci się punkty seriami. Może właśnie u nas pojawi się taka seria i zadecyduje ona o wyniku meczu. Na pewno ciężko będzie wyrwać zwycięstwo Budowlanym, ale nikt nie powiedział, że nie podejmiemy walki.
Straciłyście jeden punkt przed własną publicznością z ŁKS, ale w ostatniej kolejce łodzianki przegrały w Łęczycy 1:3. Punkt straciła również Ostrołęka, która wygrała z UKS Ozorków dopiero po tie-breaku. Można powiedzieć, że w tym sezonie szczęście wam sprzyja.
– Na liczenie punktów jest jeszcze trochę za wcześnie. Staram się skupić głównie na naszych wynikach, jednak nie zaprzeczę, że tabela jest ważna i każdy stracony set czy podział punktów może mieć duże znaczenie na koniec sezonu.
Z drugiej strony jednak nie omijają was przykre sytuacje. Najpierw kontuzji doznała Danuta Zagojska, teraz z gry wykluczona jest Monika Stasiak. Jak to wpływa na atmosferę w drużynie?
– Danusia już na szczęście wróciła do gry, natomiast kontuzja Moni jest poważna. Straciłyśmy ważne ogniwo naszego siatkarskiego łańcucha. Na pewno Monika była takim dobrym duchem drużyny. Uspokajała w trudnych momentach, a kiedy trzeba było, potrafiła powiedzieć parę ostrzejszych słów. Wszystkie zawodniczki są bardzo ważne. Jest nas tylko 12, więc każda kontuzja w drużynie zmniejsza trenerowi pole manewru. Dlatego dmuchamy na zimne i jeśli tylko któraś z nas ma jakikolwiek problem ze zdrowiem, od razu jest oszczędzana. Właśnie z powodu bólu w kolanie w meczu z Politechnika swoich umiejętności nie mogła w pełni pokazać Ada Sobczak. Akurat w tym spotkaniu potrzebowałyśmy stabilnego, wysokiego bloku, a takim dysponuje Ada.
Do zakończenia pierwszej rundy pozostały trzy kolejki. Macie jakiś plan minimum? Jakiś cel, który sobie założyłyście?
– Ja nie wierzę ani w plany minimum, ani maksimum, bo zawsze jak coś planuję, to mi nie wychodzi (śmiech). Uważam, że naszym najważniejszym celem jest dobra gra, co w konsekwencji przyciąga coraz większą widownię na meczach w Łasku. Grając przy pełnych trybunach czuję się od razu jak w I lidze. Celem na pewno jest dotrwanie całego sezonu bez kontuzji oraz dobra atmosfera w drużynie. Jeżeli te warunki będą spełnione, to myślę, że wyniki przyjdą same.