Siatkarki Budowlanych Toruń odniosły siódme zwycięstwo z rzędu w tym sezonie i nadal zajmują fotel lidera grupy 3 II ligi kobiet. Niewiele jednak brakowało, a w Łasku mogły przegrać drugiego seta, a wówczas nie byłoby już tak łatwo. Poniżej relacja autorstwa Bartosza Wencława – Strefa Siatkówki.
Budowlani Toruń do sobotniego meczu w Łasku przystępowali z pozycji faworyta, mają na koncie sześć wygranych w dotychczasowych spotkaniach. Początek spotkania od razu potwierdził to, torunianki głównie dzięki bardzo dobrej grze blokiem szybko wyszły na prowadzenie 8:3. Kibice mogli obserwować długie wymiany, które jednak najczęściej kończyły się punktami dla przyjezdnych. Łaskowianki miały ogromne problemy w przyjęciu, przez co seryjnie traciły punkty. Przy stanie 6:15 trener gospodyń, Bogdan Lipowski, wykorzystał już druga przerwę, jednak nie był w stanie zmienić gry swojego zespołu. W ŁMLKS próbowała jeszcze zdobywać punkty Paulina Czubak, jednak goście czuli się na tyle pewnie, że przy stanie 22:12 trener Mariusz Soja postanowił wprowadzić rezerwową rozgrywającą. Paulina Kozłowska zmieniła Katarzynę Łubis, a po jej asie serwisowym torunianki prowadziły już 24:13. Po chwili w aut zaatakowała Marta Jaszczuk i było po secie. – Te pierwsze sety we własnej hali, przy własnej publiczności, zaczynamy jakoś bojaźliwie – przyznawał po meczu trener gospodyń, Bogdan Lipowski. – Szwankowało niesamowicie przyjęcie zagrywki i to się odbiło na wyniku tego seta.
Jeśli komuś wydawało się, że tak będzie wyglądał cały mecz, był w błędzie. Gospodynie w drugiej partii, choć na początku straciły kilka punktów, szybko odrobiło straty i walczyły z silniejszym przeciwnikiem jak równy z równym. Zamiast silnych ataków odbijających się o toruński blok łaskowianki zaczęły go omijać doprowadzając do remisu po 10. Po chwili as serwisowy Mai Nowickiej dał im pierwsze prowadzenie w tym meczu. Przy stanie 14:12 dla ŁMLKS trener Bogdan Lipowski próbował dokonać podwójnej zmiany, jednak sędziowie do niej nie dopuścili. Po przegranej wymianie trener gospodyń znów próbował tego dokonać, jednak jak się okazało, jedna z zawodniczek miała koszulkę z innym numerem, niż tym wpisanym do protokołu. Zgodnie z przepisami zespół z Łasku został ukarany żółtą kartką za opóźnianie gry i na tablicy znów widniał remis. Obie drużyny grały w tej części meczu sporo środkiem, a wynik wciąż oscylował wokół remisu. Przy stanie 20:22 zdenerwowany decyzją sędziów trener gospodyń poprosił o przerwę, jednak mimo tego po chwili jego zespół przegrywał już 21:24. Na boisku ponownie pojawiła się Paulina Kozłowska, a kibice mogli oklaskiwać skuteczny atak i po chwili as serwisowy w wykonaniu Marty Jaszczuk. Gdy Aleksandra Goździewicz wyrzuciła piłkę w aut, na tablicy wyników ponownie widniał remis. Agnieszka Sikorska naprawiła jednak błąd koleżanki atakując z drugiej linii, a seta zakończyła skuteczna kiwka Katarzyny Łubis w dziewiąty metr. – To dla nas niestety normalne. Wygrywamy pierwszego seta, powtarzamy sobie, że drugi i trzeci set są bardzo ważne. Wydaje nam się, że jesteśmy dużo lepsi i gramy na pół gwizdka. Graliśmy 50% tego co w pierwszym secie, a przeciwnik zaczął grać swoje. Zaczęliśmy się gubić i wpadać w panikę. To nasz bolączka od początku sezonu i nad tym musimy pracować – przyznawał po meczu trener Budowlanych, Mariusz Soja. – Nigdy nie oceniam pracy sędziów, jednak gdy libero wystawia palcami z pierwszej linii, to wiem, że z tego nie wolno atakować. Zabrano nam dwa punkty, które mogły nam dać zwycięstwo. Wygrany set pozwoliłby nam lepiej zagrać w dalszej części meczu – nie mógł przeboleć porażki w drugiej partii trener ŁMLKS.
Nie zrażające się tą przegraną łaskowianki rozpoczęły trzeciego seta od prowadzenia 5:1. W kolejnej akcji niefortunnie na parkiet upadła Maja Nowicka, boleśnie obijając sobie biodro. Trener gospodyń był zmuszony dokonać zmiany, a torunianki odrobiły straty. Gospodynie znów zaczęły popełniać proste błędy, nie nadążały ustawiać bloku i przewaga gości powoli, ale systematycznie rosła. Przy stanie 10:18 jeszcze sytuację próbował ratować trener Lipowski, ale Budowlani prowadząc 22:12 poczuli się już pewnie. Trener Mariusz Soja znów zmienił rozgrywającą, ale łaskowianki zaczęły odrabiać straty wykorzystując błędy rywalek. Przy stanie 17:24 asem serwisowym popisała się Marta Jaszczuk, jednak w kolejnej akcji gospodynie popełniły błąd dotknięcia siatki i wygrana przyjezdnych stała się faktem. – Kontuzja Mai miała dla nas katastrofalne skutki, to ona utrzymywała przyjęcie zagrywki. Posypała się cała nasza gra. Fajnie zaczęła nasza gra wyglądać od początku, potem jednak się wszystko popsuło. Musimy się wziąć w garść, bo ta nasza część tabeli teraz bardzo się zagęści – mówił po spotkaniu Bogdan Lipowski.
– Mieliśmy trochę problemów z przyjęciem, zwłaszcza Ola Goździewicz zaczęła się gubić i siadła jej skuteczność w ataku. Stąd ta zmiana w trzecim secie i wejście Marty Wankiewicz – mówił o mankamentach w grze swojego zespołu szkoleniowiec torunianek. – Przed nami jeszcze dużo pracy. Wcale nie uważam, że jesteśmy faworytem grupy 3, myślę, że są trzy zespoły, które będą walczyć o zwycięstwo. Po pierwszej rundzie będzie można stwierdzić, kto jest faworytem. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w play-off – zakończył Mariusz Soja.
ŁMLKS Łask – Budowlani Toruń 0:3
(13:25, 24:26, 18:25)