Wspaniały prezent przed nadchodzącymi świętami sprawiły swoim kibicom siatkarki Łaskovii. W sobotni wieczór, po emocjonującym meczu nasza drużyna pokonała wicelidera rozgrywek, AZS LSW Warszawa 3:2. Dzięki temu zwycięstwu łaskowiankom udało się przeskoczyć w tabeli zespół Nike Ostrołęka. Łaskovia zakończy 2011 rok na czwartym miejscu.
W szampańskich nastrojach będą spędzać święta siatkarki ŁMLKS Łaskovia Łask. Podopieczne Bogdana Lipowskiego wygrały przed własną publicznością z wiceliderem, AZS LSW Warszawa i wskoczyły na czwarte miejsce w grupie 3.
Łaskowianki bardzo chciały się zrehabilitować za hańbiącą porażkę z czwartej kolejki, kiedy to poległy w stolicy 0:3, nie zdobywając w żadnym z setów więcej niż 16 punktów. Tę determinację widać było od pierwszego gwizdka sędziego. Gospodynie zdobywały punkty seriami po dobrych zagrywkach Mai Nowickiej i Adrianny Sobczak. W grze przyjezdnych natomiast nie wychodziło kompletnie nic. Trener LSW, Agata Jung szybko wykorzystała obie przerwy (10:4, 13:4), jednak nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, gdyż nie do zatrzymania były Agnieszka Wołoszyn i Marta Jaszczuk i na tablicy wyników pojawił się rezultat 20:11. Wówczas łaskowianki się rozluźniły, zaczęły mieć problem z przyjęciem zagrywki i wyprowadzeniem ataku, co skrzętnie wykorzystały faworytki tego spotkania, zmniejszając stratę do czterech punktów (21:17). Wtedy o przerwę dla swojego zespołu poprosił Bogdan Lipowski, co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo zaraz po powrocie na boisko skutecznym blokiem popisała się Karolina Suwińska. Na skrzydłach punktowały Jaszczuk i Wołoszyn, a kropkę nad i postawiła Nowicka. – Nie spodziewałyśmy się takiego łatwego początku – przyznała Marta Jaszczuk, przyjmująca Łaskovii. – Wiedziałyśmy że zespół z Warzszawy jest mocny. Tym bardziej, że w poprzednim spotkaniu to one nas pokonały. Wygrałyśmy tego seta, ponieważ nie popełniałyśmy tyle błędów, co przeciwniczki – dodała.
Gospodynie poszły za ciosem i od początku drugiej odsłony nie było widać różnicy w grze wicelidera i zespołu zajmującego piąte miejsce. Nie było to jednak porywające widowisko, bowiem obie rozgrywające upraszczały grę, posyłając piłki do skrzydeł, tak iż środkowe z Łasku i Warszawy były praktycznie bezrobotne. ŁMLKS nadal przeważał, gdyż ustrzegał się błędów własnych, natomiast siatkarki LSW podarowały łaskowiankom w dwóch pierwszych setach aż 18 punktów. – Konsekwentnie realizowałyśmy założenia taktyczne nakreślone przez trenera przed meczem – powiedziała Maja Nowicka, kapitan Łaskovii. – Uważam, że błędy warszawianek wynikały właśnie z naszej konsekwentnej gry – podkreśliła. W ekipie Agaty Jung jedynymi zawodniczkami, które zasługiwały na słowa uznania były Marta Staszewska i Michalina Tokarska. Było to jednak zdecyodwanie za mało na gospodynie, które w połowie seta prowadziły już 15:10, a chwilę później 17:12. Wtedy w grę miejscowych, podobnie jak w premierowej odsłonie, ponownie wdarło się rozprężenie. Bogdan Lipowski starał się ratować sytuację, biorąc czas przy stanie 17:14 i 21:21. Na nic się to jednak zdało, gdyż jego podopieczne nie mogły skonczyć ataku. Stołeczne natomiast grały cierpliwie, dobrze broniły i wyprowadzały skuteczne kontry, gdzie brylowała Tokarska (8 punktów w drugim secie).
Miejscowe nie załamały się jednak i przystąpiły z animuszem do trzeciego seta. W krótkim czasie objęły prowadzenie 5:1, które utrzymywały dzięki równej grze całego zespołu (10:5, 15:10). Kiedy na tablicy wyników widniał rezultat 24:17, wydawało się, że wygrana gospodyń stanie się faktem, ale wtedy po raz trzeci w tym spotkaniu w grze podopiecznych Bogdana Lipowskiego coś się zacięło. Łaskowianki miały ogromne problemy z przyjęciem zagrywki Magdaleny Furdal i straciły siedem punktów z rzędu (24:24). – W każdym meczu zdarzają się słabsze momenty – przyznała Marta Jaszczuk. – Najważniejsze, że w takich sytuacjach potrafimy wyjść obronną ręką – dodała. Po ataku Sobczak Łaskovia miała piłkę setową, a kropkę nad i postawiła Wołoszyn.
W czwartej partii z gospodyń kompletnie uszło powietrze. Siatkarki ŁMLKS sprawiały wrażenie, jakby jeden punkt w zupełności im wystarczył i przegrywały od początku do końca. – Nie wiem skąd się to bierze – rozkłada ręce Maja Nowicka. – Może z tego, że trenujemy mniej niż inne zespoły i ciężko nam utrzymać dobry poziom gry przez cały czas. Chyba trochę siły nas opuściły – przyznała.
Dopiero w tie-breaku walka rozgorzała na dobre. Wprawdzie przy zmianie stron to miejscowe prowadziły 8:2, a chwilę później 10:4, jednak wówczas ciężar gry w ataku wzięła na swoje barki Tokarska i w krótkim czasie zrobiło się 12:11. Łaskovia miała jednak w swoich szeregach Wołoszyn, która była nie do zastąpienia w trudnych momentach. Ostatni punkt to jednak błąd Marty Bronisz (32 w całym meczu), która przeszkodziła w rozegraniu Marcie Koperek. – W tym spotkaniu brakowało nam przede wszystkim wiary w siebie i takiej radości z gry, która bardzo pomaga całemu zespołowi. Ciężko się gra, kiedy jedna zawodniczka tak naprawdę ciągnie grę. Nasza słabsza forma zaczęła się po porażce z Budowlanymi Toruń. Potem przegrałyśmy z Ostrołęką, straciłyśmy punkty z AWF Warszawa, a teraz w Łasku zdobyłyśmy zaledwie jeden punkt. Generalnie, mamy tą drugą rundę pod górkę – stwierdziła Agata Jung, trener LSW.
ŁMLKS Łaskovia Łask – AZS LSW Warszawa 3:2
(25:19, 24:26, 26:24, 18:25, 15:13)
ŁMLKS Łaskovia: Adrianna Sobczak (6 pkt.), Marta Koperek (5), Agnieszka Wołoszyn (22), Marta Jaszczuk (22), Karolina Suwińska (5), Maja Nowicka (10), Zuzanna Gluba (libero) oraz Karolina Rogala (2), Karolina Dębowska, Paulina Czubak (1), Danuta Zagojska, Justyna Klimczak