Do niemałej niespodzianki doszło w 14. kolejce II ligi pań, w której przedostatnia w grupie 3 Łaskovia Łask podejmowała lidera z Warszawy. Siatkarki AZS LSW, mimo iż przegrywały 1:2, zdołały się podnieść i uniknąć blamażu. Jeden punkt jednak został w Łasku…
Od pierwszego gwizdka sędziego mecz nie przypominał pojedynku drużyn, których w tabeli dzieli przepaść. Przed tym spotkaniem podopieczne Agaty Szustowicz miały 31 punktów, o 20 więcej niż łaskowianki, a przecież przed własną publicznością warszawianki wręcz zdmuchnęły siatkarki z województwa łódzkiego, wygrywając w trzech setach do 18, 21 i 16. Nic więc dziwnego, że kiedy w połowie premierowej odsłony to gospodynie prowadziły 15:14, o przerwę dla swojego zespołu musiała poprosić trener siatkarek ze stolicy. Nie przyniosło to jednak zmiany obrazu gry, bowiem atak LSW opierał się jedynie na Magdalenie Tekiel, podczas gdy łaskowianki grały po prostu poprawnie, ustrzegając się szkolnych błędów, co wystarczyło do pokonania lidera 25:20.
Po zwycięstwie w premierowej odsłonie koncentracja wśród podopiecznych Bogdana Lipowskiego widocznie spadła, bowiem otwarcie drugiej partii należało do siatkarek ze stolicy, w szeregach których Agata Szustowicz przeprowadziła małe trzęsienie ziemi. Kompletnie nieskuteczną Darię Woźniak zastąpiła na pozycji atakującej Emilia Sekutowska, natomiast za Michalinę Tokarską weszła Magdalena Furdal. Kiedy do tego dodamy rozgrywającą Martę Grzankę zamiast Sylwii Pilarek oraz przebudzenie Marty Staszewskiej (0 punktów w pierwszym secie), dało to zupełnie inny obraz gry. Podrażnione warszawianki od początku rzuciły na szalę wszystkie swoje atuty, a głównie dzięki trudnej zagrywce szybko objęły ośmiopunktowe prowadzenie 13:5, które bezpiecznie dowiozły do końca seta (25:17).
Taki obrót spraw podziałał niczym płachta na byka na młodziutki zespół z Łasku. Podrażnione gospodynie widocznie miały apetyty na więcej niż jednego wygranego seta i z animuszem przystąpiły do trzeciej odsłony. Do stanu 17:17 obie drużyny grały nieustępliwie punkt za punkt i żadna z nich nie odskoczyła na więcej niż dwa oczka. Kiedy łaskowianki skończyły trzy akcje z rzędu (20:17), wydawało się, że zwycięstwo i urwanie jednego punktu liderowi jest realne, jednak bloki najpierw Tekiel, a potem Sekutowkiej na Marcie Jaszczuk sprawiły, że to warszawianki wyszły na prowadzenie (23:22). Decydujące momenty seta to jednak popis łaskowianek, bowiem młodziutki zespół Bogdana Lipowskiego pokazał charakter. Najpierw Dorota Chmielewska skutecznie zaatakowała z prawego skrzydła, chwilę później Adrianna Sobczak powstrzymała blokiem nieomylną przez całego seta Sekutowską, a kropkę nad i postawiła Jaszczuk i w łaskiej hali doszło do eksplozji radości.
To było jednak wszystko, na co tego dnia stać było grającą w dziewięcioosobowym składzie ekipę z Łasku. – Rzeczywiście, nie mamy zbyt wielu zawodniczek – przyznała Marta Jaszczuk, przyjmująca Łaskovii. – Dużo dziewczyn nam odpadło i trochę nas to osłabiło psychicznie, bo pojawiła się presja, że nie możemy zawieść, bo nikt za nas już nie wejdzie, ale dajemy sobie radę i walczymy – podkreśliła. Po zwycięstwie w trzeciej partii z podopiecznych Bogdana Lipowskiego wyraźnie uszło powietrze, a ponadto w czwartej odsłonie wróciły grzechy z drugiej części gry. Gospodynie znów zaczęły mieć problemy z przyjęciem, co przełożyło się na spadek skuteczności w ataku. Warszawianki objęły prowadzenie już przy stanie 4:3 i nie oddały go do końca seta.
Nie inaczej było w tie-breaku, gdzie Łaskovia walczyła z LSW tylko do stanu 4:4. Trzy kolejne ataki Staszewskiej (7:4) przyniosły prowadzenie, które podopieczne Agaty Szustowicz utrzymały już do końca seta. Wprawdzie przy stanie 11:8 dwukrotnie skutecznie z lewego skrzydła atakowała Jaszczuk (10:11), jednak zepsuta zagrywka Marty Pokory (10:12), a chwilę później błąd w przyjęciu Zuzanny Gluby (11:14) wyraźnie podciął skrzydła gospodyniom. Tym bardziej że obie przez całe spotkanie grały naprawdę dobrze.
– Do zwycięstwa zabrakło bardzo niewiele – podkreśliła Marta Jaszczuk. – Fizycznie nie dałyśmy rady. Ja pod koniec czwartego seta już nie miałam siły i dobrze, że trener zrobił zmianę i dał mi trochę odpocząć – dodała. Agata Szustowicz po zakończeniu spotkania błyskawicznie zamknęła się w szatni ze swoimi zawodniczkami, które nie chciały się podzielić z naszymi czytelnikami wrażeniami po spotkaniu. – Spieszymy się na studniówkę – rzuciła krótko kapitan LSW Marta Staszewska. Wynik 3:2 raczej nikogo w LSW nie może cieszyć i trudno się dziwić. Niepokonana w pierwszej rundzie drużyna najpierw przegrała derby Warszawy, a teraz straciła punkt z przedostatnią ekipą w tabeli. Taki rezultat na pewno z entuzjazmem przyjęto nie tylko w Łasku, ale i w stolicy województwa łódzkiego, bowiem ŁKS traci w tabeli do LSW już tylko jeden punkt, a 23 lutego oba zespoły zmierzą się w bezpośrednim starciu. Łaskovia natomiast awansowała o dwa miejsca i zajmuje bezpieczną, szóstą lokatę.
ŁMLKS Łaskovia Łask – AZS LSW Warszawa 2:3
(25:20, 17:25, 25:23, 17:25, 12:15)
Składy zespołów:
Łaskovia: Jaszczuk (23), Kretek (3), Pokora (11), Sobczak (9), Kisiel (9), Nowicka (10), Gluba (libero) oraz Chmielewska (9) i Armacka
LSW: Woźniak (2), Gancarczyk (1), Tekiel (22), Tokarska (4), Pilarek (2), Staszewska (13), Różanka (libero) oraz Sekutowska (11), Furdal (13) i Grzanka