Siatkarki ŁMLKS Łask po trzech zwycięstwach z rzędu, doznały w środę pierwszej porażki w sezonie 2011/2012. O początkach zmagań w grupie trzeciej opowiada Monika Stasiak, kapitan naszego zespołu.
Co czuje kapitan niepokonanego zespołu, kiedy przegrywa pierwszy mecz 0:3, a w setach zdobywa kolejno 14, 16 i 14 punktów?
Monika Stasiak: – Jechałyśmy na mecz po to, żeby zagrać dobre spotkanie, cieszyć się siatkówką. Przy takim nastawieniu, dobry wynik przychodzi sam. Niestety dla nas, w ten sposób zagrał zespół LSW. W naszym wykonaniu dobry był jedynie początek pierwszego seta, w którym – dzięki mądrej zagrywce Mai Nowickiej – prowadziłyśmy 8:4. To był jedyny moment, kiedy Warszawianki grały niepewnie. Potem jednak przytrafiła się nam seria dziesięciu nieodebranych zagrywek. Wiedziałyśmy, jak grają nasze rywalki [Obie drużyny zmierzyły się ze sobą na przedsezonowym turnieju w Łasku. Lepsze okazały się wtedy siatkarki LSW – przyp. red.], jednak nie mogłyśmy przyjąć serwisu. Nawet kiedy piłka była już w górze, to nie potrafiłyśmy skonstruować żadnej sensownej akcji, nie mówiąc już o kontrataku. Nie wychodziło nam po prostu nic. Nie miałyśmy ani odbioru ani zagrywki. To był popis antysiatkówki w naszym wykonaniu. Jedyne co mogę powiedzieć, to przeprosić wszystkich i powiedzieć, że nie możemy doczekać się rewanżu.
AZS LSW Warszawa to nowa drużyna na drugoligowej mapie grupy 3. W krótkim odstępie czasu graliście ze sobą dwukrotnie. Co możesz powiedzieć o tym przeciwniku?
– Grają tam doświadczone i ułożone zawodniczki, które przyzwoicie odbierają. Jest to jednak rywal, z którym spokojnie można wygrać, tylko trzeba coś pokazać po drugiej stronie siatki. Receptą na zespół ze stolicy jest dobra zagrywka, bowiem przy słabszym przyjęciu warszawianki graja prosto i czytelnie.
Gdyby nie porażka z LSW można byłoby powiedzieć, że byłyście rewelacją początku sezonu. Miałyście na koncie komplet zwycięstw, a po drugiej kolejce byłyście nawet liderem tabeli.
– Poczatek sezonu rzeczywiście był dla nas udany. Miałyśmy jednak łatwe mecze. Dzięki temu mogłyśmy się lepiej zgrać i tak naprawdę poznać się na boisku. Fotel lidera? To miłe, ale liczy się koniec sezonu. Najważniejsze są punkty po ostatnim meczu, a do tego jeszcze bardzo długa droga i coraz silniejsze zespoły. Łatwo nie będzie, ponieważ każdy chce wygrywać.
Spotkanie z LSW zweryfikowało w jakiś sposób miejsce ŁMLKS w szeregu grupy trzeciej? Zwycięstwa z UKS Ozorków, Nike Ostrołęka i MMKS Łęczyca oraz czwarte miejsce na koniec rundy to wasz cel?
– Staramy się nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Skupiamy się na następnym meczu. Chcemy ich wygrać jak najwięcej, bo każdy dodatkowy punkt zbliża nas do czołówki tabeli. Na pewno każde tzw. derby wnoszą dużo emocji, więc mecze z drużynami z Łodzi, Ozorkowa czy Łęczycy są niezwykle ważne.
Po meczu w Lublinie Maja Nowicka powiedziała, że mimo zwycięstwa, nie zagrałyście swojej siatkówki. W podobnym tonie wypowiadał się trener Bogdan Lipowski po wygranym meczu z ŁKS. Z czego to wynika? W jakiej formie znajduje się ŁMLKS na niespełna półmetku pierwszej rundy sezonu zasadniczego?
– Indywidualna forma poszczególnych zawodniczek jest dobra. Cały czas pracujemy nad zgraniem i wzajemnym zaufaniem na boisku. Do tego jednak potrzebna jest cala dwunastka, a z powodu różnych zdarzeń losowych nie mamy takich możliwości [W Lublinie ŁMLKS zagrał w ośmioosobowym składzie. Na meczu z AZS LSW Warszawa zabrakło dwóch zawodniczek – przyp. red.]
Mówi się, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Ty jednak przeczysz tej zasadzie. Byłaś zawodniczką ŁMLKS przed trzema laty. Miałaś okazję również grać przeciwko zespołowi z Łasku w zeszłym sezonie w barwach Skry Bełchatów. Jak ocenisz poziom drużyny w tym roku?
– Nie lubię przesądów. Mogę wchodzić do tej samej rzeki nawet sto razy. Dla mnie nie ma znaczenia, gdzie i z kim gram. Staram się być dobrym duchem drużyny i pomagać w osiągnięciu jak najlepszych wyników. Trenerowi i dziewczynom jestem wdzięczna za powierzenie mi funkcji kapitana zespołu. Mam nadzieje, że wiek nie był najważniejszy (śmiech). Trzy lata temu ŁMLKS był trzecioligową drużyną, która dopiero zaczynała grać o poważne cele. Niewiele brakowało, abyśmy awansowały do II ligi. Zabrakło troszkę szczęścia, a zmienniczkom doświadczenia. W tym sezonie mamy chyba najrówniejszy skład w całej lidze. Nigdy nie wiadomo, w jakim ustawieniu wyjdziemy, a każda rezerwowa jest bardzo ważna dla zespołu.
Jesteś doświadczoną zawodniczką. Za tobą wiele lat występów zarówno w pierwszej, jak i w drugiej lidze. Co sądzisz o poziomie gry prezentowanym przez zespoły w waszej grupie?
– Nasza grupa jest dość mocna. Podobnie było w zeszłym sezonie. Fakt, nie ma już Legionovii Legionowo i Politechniki Radomskiej, ale nadal mamy kilka zespołów naprawdę dobrych. Jest też kilka słabszych drużyn, ale niespodzianki zawsze mogą się zdarzyć.