Młodziczki

Łaskowianki wicemistrzyniami Polski młodziczek!

Ogromny sukces odniosły nasze siatkarki w turnieju finałowym Mistrzostw Polski Młodziczek! Nasze siatkarki zajęły drugie miejsce w turnieju rozegranym w dniach 21-24 kwietnia w Szamotułach i zawiesiły na swoich szyjach medale za wicemistrzostwo Polski!

Co więcej do naszych siatkarek powędrowały wyróżnienia indywidualne:

  • najlepszą rozgrywającą Mistrzostw została MARTYNA BULZACKA,
  • najlepszą libero Mistrzostw została MARTYNA MICHALAK,
  • najlepszą zawodniczką SMS Ostrów Łaskovii podczas turnieju finałowego została KAROLINA KULCZYŃSKA.

Skład srebrnej drużyny:

1. Weronika Kula
2. Martyna Bulzacka – kapitan zespołu
5. Martyna Michalak
6. Karolina Kulczyńska
7. Amelia Ostrowska
8. Hanna Puchała
10. Roksana Wojtasik
11. Oliwia Pilecka
13. Zofia Florczyk
15. Lena Michalska
22. Monika Miłek
77. Ewa Mrózek

Sztab szkoleniowy:

Trener: Filip Lipowski
Asystent: Bogdan Lipowski

Poniżej zamieszczamy przebieg naszych występów w turnieju finałowym wraz z relacjami ze strony Polskiego Związku Piłki Siatkowej oraz statystykami, a także podsumowanie turnieju i całej naszej drogi do srebrnego medalu przygotowane przez trenera Filipa. Zapraszamy do lektury.

Faza grupowa:

SMS Ostrów Łaskovia Łask – SMS Solna Wieliczka 2:0 (25:17, 25:20)

MVP: Amelia Ostrowska (SMS Ostrów Łaskovia)

Relacja ze strony PZPS:

„Od początku meczu oba zespoły pokazywały duże umiejętności w grze obronnej. Kibice, którzy wypełnili trybuny hali Szamotulanka byli świadkami długich akcji i efektownych wymian. Początkowo kilkupunktowa przewagę osiągnęły siatkarki z Wieliczki, ale z biegiem czasu kontrolę nad meczem przejęły siatkarki Łaskovii Łask. Po przerwie sytuacja odwróciła się. To siatkarki z Wieliczki odrobiły czteropunktową stratę z początku seta i wyszły na prowadzenie 7:8. Losy drugiej partii rozstrzygnęły się przy zagrywce Karoliny Kulczyńskiej. Siatkarki Łaskovii wyszły na prowadzenie 17:14 i do końca meczu kontrolowały sytuacje na boisku.”

Statystyki: https://mlodziczkimmp.volleystation.com/matches/2106385/

Transmisja wideo z kanału wielkopolskasiatkowa.com.pl:

SMS Ostrów Łaskovia Łask – MOS Wola Metro Warszawa 0:2 (22:25, 17:25)

MVP: Zuzanna Kudlik (MOS Wola Metro Warszawa)

Relacja ze strony PZPS:

„Siatkarki ze stolicy, które po czwartkowej przegranej stanęły pod ścianą, rozpoczęły z dużym animuszem. Niesione gorącym dopingiem zawodniczek rezerwowych warszawianki grały ofiarnie w obronie i skutecznie w ataku. Po serii błędów przeciwniczek prowadziły już 16:9. Zawodniczki Łaskovii zareagowały skutecznym blokiem i zniwelowały straty do 19:14, a po serii zagrywek Amelii Ostrowskiej było już tylko 20:19. Seta na korzyść warszawianek zakończyła sprytnym atakiem Natalia Struzik. Druga partia dzięki skuteczności w ataku Nataszy Ornoch także przebiegała po myśli siatkarek ze stolicy. Po udanej kontrze ze środka Anny Dorywalskiej i asie Gabrieli Robińskiej było 12:6. MOS Metro Warszawa pewnie wygrał drugiego seta i wrócił do gry o awans do półfinału.”

Statystyki: https://mlodziczkimmp.volleystation.com/matches/2106387/

Transmisja wideo z kanału wielkopolskasiatkowa.com.pl:

SMS Ostrów Łaskovia Łask – UKS Lider Konstantynów Łódzki 2:1 (25:20, 23:25, 15:9)

MVP: Martyna Bulzacka (SMS Ostrów Łaskovia Łask)

Relacja ze strony PZPS:

„Sytuacja w grupie A przed ostatnią turą meczów była jasna. Zwycięzcy awansują do półfinałów. W pierwszym z dwóch spotkań decydujących o wejściu do strefy medalowej lepiej rozpoczęły siatkarki Łaskovii. Ich przeciwniczki chyba rozpamiętywały przegrany poranny mecz z Solną Wieliczka, bo od początku nie mogły złapać dobrego rytmu i zdecydowanie odstawały od przeciwniczek. Mimo zmian w składzie Lidera pierwszego seta pewnie wygrała Łaskovia Łask. Po sennym początku drugiej partii siatkarki Łaskovii w jednym ustawieniu nabrały nagłego rozpędu i przy zagrywce Roksany Wojtasik wyszły na prowadzenie 8:4. Po kilku minutach sytuacja odwróciła się diametralnie. To siatkarki Lidera korzystały z błędów przeciwniczek i wyszły na prowadzenie 12:14, a następnie 13:19. Wtedy na zagrywkę udała się Amelia Ostrowska i jej zespół zdobył pięć punktów z rzędu, ale ostatnie słowo należało do ich przeciwniczek. Wynik trzeciego seta po wyrównanym początku stawał się korzystny dla siatkarek Łaskovii, które przy zmianie stron prowadziły 8:5, a po chwili o dwa punkty wyżej. Po blisko 90 minutach gry SMS Ostrów Łaskovia Łask awansował do półfinałów.”

Statystyki: https://mlodziczkimmp.volleystation.com/matches/2106388/

Transmisja wideo z kanału wielkopolskasiatkowa.com.pl:

Mecz półfinałowy:

SMS Ostrów Łaskovia Łask – MUKS Sparta Warszawa 2:1 (25:17, 19:25, 15:9)

MVP: Karolina Kulczyńska (SMS Ostrów Łaskovia Łask)

Relacja ze strony PZPS:

„Drugi półfinał świetnie rozpoczęły siatkarki Łaskovii, które dzięki dobrej zagrywce i szczelnemu blokowi wyszły na prowadzenie 8:4. W kolejnych akcjach pokazały efektowne zagrania w obronie i zmusiły przeciwniczki do popełniania błędów w ataku. Walcząc do upadłego prowadziły 12:5, ale siatkarki ze stolicy cierpliwie odrabiały straty doprowadzając do wyniku 17:16. Łaskowianki przy zagrywce Karoliny Kulczyńskiej zdobyły cztery punkty z rzędu i nie wypuściły szansy na zwycięstwo w secie z rąk. Po zmianie stron długo żaden z zespołów nie był w stanie wypracować przewagi punktowej. Siatkarki Sparty wykorzystały moment dekoncentracji przeciwniczek i w jednym ustawieniu odskoczyły na 8:14. Dokończenie seta było już formalnością. Drugiego finalistę miał wyłonić tie-break. Trzeciego seta otworzyły trzy efektowne akcje obronne siatkarek z Łasku. Zdenerwowane warszawianki popełniały proste błędy i przegrywały 6:1. Zmiana stron nastąpiła przy wyniku 8:2. Uskrzydlone siatkarki z Łasku pewnie dokończyły seta i zasłużenie awansowały do finału mistrzostw Polski.”

Statystyki: https://mlodziczkimmp.volleystation.com/matches/2106399/

Transmisja wideo z kanału wielkopolskasiatkowa.com.pl:

Mecz finałowy:

SMS Ostrów Łaskovia Łask – MOS Wola Metro Warszawa 0:2 (15:25, 20:25)

MVP: Gabriela Robińska (MOS Wola Metro Warszawa)

Relacja ze strony PZPS:

„Mecz finałowy poprzedziły przyjacielskie gesty ze strony sztabów szkoleniowych obu zespołów. Na boisku nie było jednak mowy o uprzejmościach. Zespół z Warszawy rozpoczął od dynamicznych akcji, kolejny raz w rolach głównych były środkowe: Gabriela Robińska i Anna Dorywalska. W ataku wyróżniała się też leworęczna przyjmująca Zuzanna Zielińska. Siatkarki z Łasku lekko wybite z rytmu popełniały błędy. Po ich autowym ataku było 8:3, a po serii bloków siatkarek ze stolicy 13:4. Faworytki finału pierwszego seta rozstrzygnęły w niespełna 20 minut. Druga partia była początkowo bardziej wyrównana, jednak z biegiem czasu warszawianki zwiększały dystans i wydawało się, że pewnie zmierzały do zakończenia finału w dwóch setach. Siatkarki z Łasku nie zamierzały się poddawać i po serii bloków i kontrataków doprowadziły do remisu po 16. To było jednak wszystko na co było stać dzielne siatkarki z Łaskovii. Po trzech kwadransach gry siatkarki MOS Metra Warszawa odtańczyły taniec radości.”

Statystyki: https://mlodziczkimmp.volleystation.com/matches/2106401/

Transmisja wideo z kanału wielkopolskasiatkowa.com.pl:

Transmisja wideo z zakończenia turnieju:

Podsumowanie drogi do srebrnego medalu oraz podziękowania od trenera Filipa:

CZĘŚĆ 1.

Emocje powoli opadają. Miniony weekend był dla nas przeżyciem niesamowitym. Są to chwile, które każdy z nas bez wątpienia zapamięta do końca życia. Stanąć na podium Mistrzostw Polski to bez wątpienia jest coś. Pamiętajcie, powiedzieć

JESTEŚMY WICEMISTRZEM POLSKI!

to coś naprawdę wielkiego.

Odkąd pamiętam jestem człowiekiem sportu i to sportu wszelakiego, zawsze pasjonowała mnie wszelka rywalizacja, ale najbardziej kręciły mnie romantyczne sportowe historie, takie które powoduję, że łzy same cisną się do oczu. Zapraszam Was więc teraz na piękną bajkę, którą postaram się opowiedzieć przynudzając tak jak lubię, ale mam nadzieję, że czytając ją dotrwacie do końca.

Historia tej drużyny zaczęła się zwyczajnie. Ot na sali pojawiła się kolejna, maleńka grupka dziewcząt, które chciałyby spróbować się w siatkówce. Na początku jeszcze z tatą, który w tym czasie miał na głowie całe szkolenie w naszym klubie: od seniorek grających w drugiej lidze po najmniejsze brzdące. Kilka miesięcy później już przy Mai i moim współudziale. W grupce tej znajdowały się (jeśli pamięć mnie nie myli): Martyna Bulzacka, Martyna Michalak i Ania Martynowska, ale także sporo innych, fajnych dziewcząt z papierami na fajne, siatkarskie granie. Pamiętam do dziś słowa Mai, która wracając do domu z treningów opowiadała, że są na sali takie dwie fajne małe Martynki, ale one raczej nigdy nie będą grać w siatkówkę, bo są za słabe, za malutkie, za drobniutkie… Jaki los bywa przewrotny – do tego jeszcze wrócimy!

Pamiętam ich pierwszy siatkarski turniej. Eliminacje „Kindera” (parę lat później będziemy odmieniać to słowo przez wszystkie przypadki) w Zduńskiej Woli, sobota, 5 marca 2016 r. Grupka dziewczynek w za dużych koszulkach, bo ciężko było wtedy o stroje sportowe, które będą na nie pasowały pojechała na swoje pierwsze siatkarskie zawody. „Po co przywozić takie dzieci na turniej, przecież one nic nie potrafią” mówili niektórzy trenerzy podśmiechując się z naszych kruszynek. Sety przegrane do 0, 1, 2, 3… Ostatnie miejsca w swoich grupach. Można by się załamać co nie? Otóż nie…

Płyniemy sobie dalej. W kolejnym roku okazało się, że dziewczęta radzą sobie co raz lepiej. Te za słabe, za malutkie Martynki, Anie, Amelki, Julki zaczęły nagle wymieniać między sobą piłki podczas akcji, coraz lepiej radziły sobie z zagrywką i przede wszystkim biegały po boisku jak szalone. Nie było dla nich straconych piłek. Radziły sobie na tyle dobrze, że w Lidze Mini, którą po raz pierwszy w historii zorganizował ŁZPS przy wielkim wkładzie naszego minisiatkarskiego guru, Kuby Wlaźlika jedna z naszych dwójeczek awansowała do wielkiego finału (były to Julka Majda i Ania Martynowska). Druga dwójeczka, Martyna Michalak i Martyna Bulzacka przegrała ten awans o kilka piłek podczas półfinału w Wieluniu. Finał Ligi Mini rozegrany na maleńkiej salce w Tuszynie to też pewien wspólny etap naszej siatkarskiej historii, prowadzone bowiem przez będącą w ósmym miesiącu ciąży Maję Julka i Ania w meczu o 7. miejsce w turnieju walczyły z Hanią Puchałą i Julką Bryl ze Zduńskiej Woli. Nazwiska dla nas wtedy anonimowe. Czas pokaże, że nie do końca…

Później przyszedł czas na Kindera i tam do finału rozgrywanego w gronie 16 drużyn awansowały już 2 nasze dwójeczki, a „za małe, za słabe Martynki, które nie powinny grać w siatkówkę” zajęły w nim szóste miejsce. Tu warto dodać, że w turnieju tym grały o rok starsze, przyszłe medalistki Mistrzostw Polski: Zosia Sobanty z Aleksandrowa i Zuzia Tawłowicz z Tomaszowa. Było z kim porywalizować.

Przeskakujemy o kolejny rok. W międzyczasie na sali pojawiło się dziecko wysokie, chude jak patyk i jednocześnie niesforne jak mały diabełek. W kolejce do ćwiczeń szczypało koleżanki i ciągnęło je za włosy, wygłupiało się. Dziewczynka ta, to Karolina Kulczyńska. Jednocześnie dziecko to przejawiało tak ogromny siatkarski talent, że mała głowa. Maja wpadła na, jak czas pokaże genialny pomysł by połączyć diabełka z aniołkiem, efektem czego było stworzenie kinderkowego duetu Karoliny z Anią Martynowską. Boiskowa współpraca z Anią, zawodniczką z przeogromnym serduchem do wszystkiego odwróciła Karolę o 180 stopni. Stała się zaangażowana i poczyniła ogromne sportowe postępy. Dotarliśmy do kolejnych rozgrywek Ligi Mini, ostatnich już w kategorii dwójek i tam walczyliśmy już o medale. Dwie „za małe i za słabe” Martynki wygrały w cuglach całe zawody nie tracąc przy tym seta, a Ania z Karoliną zakończyły wielki finał na czwartym miejscu. W maju 2018 przyszedł czas na Kindera, a w głowach trenerów zaczęła kiełkować myśl, że te maluchy mają ogromną szansę pojechać na pierwsze w ich życiu Mistrzostwa Polski. Pierwsze sportowe marzenie szybko stało się faktem, choć w międzyczasie „Bulzo” wjechała rowerem w ścianę i złamała palec, ale na szczęście udało nam się zrobić wszystko by dziewczynki zagrały w finale wojewódzkim Kindera. Martynki zajęły drugie miejsce w turnieju finałowym, a Ania i Karola zdobyły brązowy medal. Jedziemy do Zabrza!

Lipiec 2018. Trzeba przyznać, że pierwsze wejście do zabrzańskiej hali robi piorunujące wrażenie. 24 boiska, niemal tysiąc dzieciaków walczących o pierwsze oficjalne ogólnopolskie medale. Dziewczynki walczyły jak lwice. W pierwszej fazie grupowej wygrały 2 mecze: z Opolem i Annopolem ulegając ekipie Gorców Nowy Targ (później jeszcze nie raz się spotkamy). W drugiej fazie grupowej trafiliśmy na Jastrzębie, z którym dość sensacyjnie wygraliśmy, faworytki z Zawiercia: Madzię Olszowiec i Nadię Siudę (późniejsze wicemistrzynie Polski, obecnie Legionovia i Kalisz), którym ulegliśmy po pięknym boju oraz Salos Staniątki, który znacznie przewyższał nas warunkami fizycznymi. Martynki po raz kolejny okazały się troszkę za małe… Mimo to zakończyliśmy Mistrzostwa Polski na dziesiątym miejscu! Był to dla nas ogromny sukces.

Ten sam rok to jeszcze jeden kluczowy moment dla kształtowania się naszej drużyny, którego nie zapomnę do dziś. Trening na plaży, nad łaskim zalewem, był to chyba maj lub czerwiec. Z auta na zduńskowolskich blachach wysiadły trzy wysokie dziewczynki i wraz ze swoimi mamami zapytały czy mogły by wspólnie z nami trenować. Dwie z nich już w tej opowieści wystąpiły, to Hania Puchała i Julka Bryl, trzecią z nich była Maja Rozkal. Rozpoczął się kolejny etap naszej sportowej przygody…

W kolejnym roku dzielnie walczyliśmy w kategorii trójek. Rozpoczęliśmy wojaże po Polsce, zdobywając medale na turniejach w: Nadarzynie i Nowym Dworze Mazowieckim, wygrywając organizowany przez nas Łaskovia Olimp Cup, na który zjechała cała Polska, zajmując drugie miejsce w Poniecu i… Szamotułach, które jeszcze też w tej historii się pojawią. W lidze mini zdobyliśmy 2 medale: złoto (nie przegrywając seta) i brąz. Nastąpił czas na pierwsze bardzo trudne trenerskie decyzje… Zdając sobie sprawę z potencjału jaki mają dziewczęta połączyliśmy dwie trójeczki w jedną, co później okazało się strzałem w dziesiątkę. Pierwszy zespół w składzie: Bulzacka, Michalak, Kulczyńska, Puchała i Martynowska zdobył złoty medal Mistrzostw Województwa nie tracąc seta i pojechał do Zabrza na drugi w historii naszego klubu finał Mistrzostw Polski w minisiatkówce. Zabrzańska hala już tak nie przytłaczała jak rok wcześniej. Dziewczynki były skoncentrowane, bo chyba zdawały sobie sprawę, że mogą zrobić coś wielkiego. Fazę grupową przeszły jak burza, ogrywając między innymi koleżanki z Nowego Targu. W drugim etapie poradziły sobie z Błoniem i Piłą, uległy natomiast Dunajcowi Nowy Sącz, co nie zmieniało faktu, że w pierwszej ósemce zameldowały się z pierwszego miejsca. Ostatnia już grupa: pokonaliśmy: Wilki Chwaszczyno, Spartakusa Lniano oraz Spartę Warszawa, z którą zmierzyliśmy się po raz pierwszy i jak historia pokaże nie po raz ostatni… Byliśmy w najlepszej czwórce w Polsce! Mecz półfinałowy z SP Pępowo to wojna nerwów, wygrana przez nas po tie-breaku 11:6. Wielki finał to starcie z murowanym faworytem do złota, Dwójką Zawiercie, prowadzoną przez legendarnego trenera Wacka Gębarskiego. Po drugiej stronie siatki ponownie znajome twarze: Nadia Siuda, Madzia Olszowiec i Amelia Podsiadło. Pierwszy set i 1:0 dla nas! Później jednak do głosu doszły zawiercianki, które odwróciły losy spotkania i wygrały w tie-breaku 11:9. Nie zmienia to faktu, że mieliśmy WICEMISTRZOSTWO POLSKI! Obiecaliśmy sobie, że do Zabrza wrócimy za rok i powalczymy o złoto… I ta obietnica okazała się później dla nas bardzo gorzką lekcją na przyszłość…

W międzyczasie Martyna Bulzacka i Karolina Kulczyńska otrzymały powołanie na lipcowe kampy Kadry Polski rocznika 2007. Radość była przeogromna, a dziewczęta pojechały na dwutygodniowe zgrupowanie do Białej Podlaskiej. W sierpniu, podczas obozu w Zakopanem przyszły kolejne powołania, tym razem na wrześniowe zgrupowanie w Warszawie. Dostały je Karolina i Hania Puchała, ale nie „Bulzo”… Znowu Martynki okazały się za małe… Były łzy, którym trudno się dziwić. A ja już wtedy poprzysiągłem sobie, że jeszcze im wszystkim pokażemy…

Powoli, choć jeszcze w większości jako czwórki zaczynaliśmy wchodzić w wiek młodziczki… Do zespołu dołączyły bełchatowianki Amelka Kisiel z rocznika 2005, a nieco później Weronika Kula z rocznika 2007. Już w turnieju eliminacyjnym pokazaliśmy sportowy pazur, ulegając dopiero po tie-breaku późniejszym mistrzyniom województwa i czwartej drużynie w Polsce, UKS Volley 34 Łódź. Rywalizację na dużym boisku łączyliśmy z kolejnymi wojażami, tym razem w czwórkach. Zdobyliśmy srebro w Nadarzynie, złoto podczas kolejnej edycji Łaskovia Olimp Cup, w międzyczasie dzielnie rywalizując na noworocznym turnieju młodziczek w Kielcach m.in. urywając seta późniejszej szóstej drużynie w kraju, Paskowi Będzin. Tuż po Nowym Roku udaliśmy się natomiast na turniej czwórek do Zawiercia… I kto wie, gdzie byśmy teraz byli, gdybyśmy jednak na ten turniej nie pojechali…

Los albo szczęśliwa ręka głównego organizatora, trenera Wacka Gębarskiego chciały, żeby na tym turnieju dziewczęta spały w jednej klasie z ekipą Bety Błonie. Tam dziewczęta poznały się bliżej z Amelką Ostrowską, która jeszcze w tej historii wystąpi… Los albo szczęśliwa ręka trenera Wacka chciały, żebyśmy w grupie eliminacyjnej zagrali naprzeciw Stali Śrubiarnia Żywiec, gdzie po drugiej stronie siatki jak mała pchełka biegała i skakała Ewcia Mrózek, o której też jeszcze usłyszycie…

Z turnieju w Zawierciu, który chyba dość słusznie określono małymi Mistrzostwami Polski wywieźliśmy złote medale. Wiedzieliśmy, że stać nas na wiele. Wiedzieliśmy, że naszym celem w Zabrzu będzie walka o najwyższe cele.

Ligę Mini przeszliśmy jak burza ogrywając kolejne rywalki bez straty seta. Niecierpliwie czekaliśmy na kolejne zawody. Zdawaliśmy sobie sprawę, że stać nas było na wszystko. I nagle pojawił się przeciwnik, na którego nie byliśmy przygotowani. Przeciwnik, który w pewnym momencie zburzył wszystkie nasze marzenia. Przeciwnik ten nazywał się koronawirus…

W międzyczasie swoją siatkarską przygodę zaczęło dziecko, które później będzie zadziwiać siatkarski świat. Na treningach wydawać by się mogło, że za chwilę przeskoczy siatkę. Tak, to o niej mowa… Roksana Wojtasik.

Mimo lockdownu w czerwcu udaje się rozegrać etap wojewódzki Kindera, którego ogólnopolski finał ma odbyć się pod koniec sierpnia. Sięgamy po złoto i niecierpliwie oczekujemy terminu wielkiego finału. Terminu, który nigdy nie nadejdzie… Do dziś nie rozumiem tej decyzji. Do dziś pamiętam trening na Batorego, podczas którego przekazaliśmy dziewczynom, że żadnego finału nie będzie… To był jeden z najtrudniejszych dni w naszej sportowej przygodzie. Los pokazał, że nie ostatni…

Otrzepaliśmy się i ruszyliśmy do dalszego boju.

W międzyczasie tata wraz z Panią dyrektor ZSM-T w Ostrowie, Beatą Pokorską-Galowicz próbowali uruchomić w Łasku pionierską klasę SMS. Byliśmy bardzo blisko, jeszcze w lipcu od powstania klasy dzielił nas maleńki krok. Niestety, argumenty większych ośrodków, m.in. Kalisza i Stężycy okazały się dużo silniejsze i w efekcie klasa nie powstała. Do naszej ekipy dołączyły jednak dwie nowe twarze: Paulina Fister i Natalka Kiejnich. Ich rola w tej historii też będzie ogromna.

Na otarcie łez Bulzo, Puchcio, Karola z rocznika 2007 oraz Julka Bryl z rocznika 2006 otrzymały powołanie do kadry województwa na październikową Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży, która miała być rozegrana w Chełmie. Mieliśmy nadzieję, że choć trochę wynagrodzi to dziewczętom odwołane Mistrzostwa Polski w czwórkach. Niestety, wtedy otrzymaliśmy kolejny cios. Okazało się, że trójka z rocznika 2007 trafiła na kwarantannę i żadnych OOM-ów nie będzie… Kolejne zawody, które zabrał im koronawirus. Na pocieszenie do Chełma z kadrą pojechała Brylcia, która prezentowała się bardzo solidnie i wspólnie z koleżankami zajęła bardzo dobre, szóste miejsce.

Można się załamać co nie? Ale to nie my…

Przystąpiliśmy do rywalizacji w lidze wojewódzkiej młodziczek. Marzeniem był medal i wyjazd na ćwierćfinał Mistrzostw Polski. Już pierwsze turnieje pokazały, że jest to marzenie nie na wyrost. Dziewczęta prezentowały się świetnie i już w styczniu zapewniły sobie tytuł MISTRZYŃ WOJEWÓDZTWA. Po rozgrywkach wojewódzkich dzięki współpracy z kolejnym ważnym elementem naszej układanki, trenerem Krzysiem Filipowiczem do ekipy dołączyły tomaszowianki: Oliwka Pilecka, Zuzia Plich i Angelika Witek. Niestety, później znowu dosięgnął nas lockdown. Nie poddaliśmy się jednak, wytrwale trenowaliśmy omijając covidowe obostrzenia i wygraliśmy czerwcowy ćwierćfinał Mistrzostw Polski w Łasku.

Przed dziewczętami pojawiło się kolejne wyzwanie jakim była Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży rozegrana w Łasku. W gronie kadrowiczek znalazło się 6 naszych dziewcząt: Bulzacka, Michalak, Kulczyńska, Puchała, Wojtasik i Pilecka. Ten turniej również będziemy długo wspominać. Świetnie zaprezentowaliśmy się w grupie pokonując m.in. mega mocną ekipę Mazowsza. Śmiało mogliśmy myśleć o medalu. Niestety przegrany ćwierćfinał z Dolnym Śląskiem pogrzebał te nadzieje. Ostatecznie zajęliśmy szóste miejsce. Znowu w głowie zaczęły kiełkować myśli: jak nie teraz to kiedy?

Nadeszły wakacje i kolejny ważny etap w kształtowaniu się naszej drużyny. Powstała klasa SMS w ZSM-T w Ostrowie…

Ileż my przeprowadziliśmy rozmów. Ileż nocy nie przespaliśmy. Ileż nas to kosztowało nerwów. Ale udało się! Pierwsza w historii naszego miasta licealna klasa o profilu siatkarskim dla dziewcząt stała się faktem. Na liście uczennic… tak, tak… dobrze się domyślacie: Ewa Mrózek i Amelka Ostrowska. Kto wie co by było, gdyby nie ten noworoczny turniej w Zawierciu… Do ekipy dołączyła też Marcysia Kułak z rocznika 2006 oraz Monia Miłek z rocznika 2007, dla której będą to pierwsze siatkarskie podrygi. Skład klasy uzupełniają dobrze już Wam znane: Martyna Bulzacka, Martyna Michalak, Karolina Kulczyńska, Hania Puchała, Julka Bryl, Angelika Witek, Oliwka Pilecka i Zuzia Plich.

Zanim w powyższym gronie rozpoczęliśmy we wrześniu rywalizację w sezonie 2021/2022 mieliśmy jeszcze do załatwienia pewien niedokończony temat z poprzedniego sezonu. Półfinały Mistrzostw Polski…

W Łasku pojawiły się Chemik Olsztyn, Developres Rzeszów i Dwójka Zawiercie. Tylko dwie najlepsze drużyny z tego grona mogły awansować do najlepszej ósemki w Polsce. Pierwszy mecz z Chemikiem wygraliśmy 2:0. Drugie starcie z Rzeszowem to był dla nas prawdziwy horror. Rzeszowianki prowadziły po pierwszym secie 1:0 (25:20), a w drugiej partii było 17:13 dla nich. Dziewczęta stanęły jednak na wysokości zadania, odrobiły straty i zrobiły coś, w co przed sezonem nigdy byśmy nie uwierzyli. Znalazły się w najlepszej ósemce w Polsce!

Na finał do Warszawy jechaliśmy jako kopciuszek. Pierwszy mecz pokazał, że może faktycznie tym kopciuszkiem byliśmy. Przegraliśmy gładko z Jokerem Świecie, późniejszymi mistrzyniami Polski. Ale z naszymi babami jest tak, że im większe kłody pod nogi im się rzuci tym lepiej je przeskakują. W drugim meczu sprawiliśmy niemałą sensację pokonując 2:0 SMS Solną Wieliczka. Byliśmy o jedno zwycięstwo od najlepszej czwórki, a na naszej drodze stał MKS Dąbrowa Górnicza. Cóż to była za bój! Ulegliśmy rywalkom 24:26, 23:25. Rywalkom, u których na boisku szalała Nicole Majzner, która była jedną z najjaśniejszych postaci warszawskich finałów. Rozpacz była ogromna. Dzień wcześniej byliśmy niemal poza turniejem, by po 24 godzinach opłakiwać brak awansu do strefy medalowej przegrany o pojedyncze piłki. Była to dla nas kolejna gorzka lekcja. Na szczęście już jedna z ostatnich…

Przed nami pozostał mecz o siódme miejsce z Szamotulaninem Szamotuły. Któż wtedy mógłby się spodziewać jaka przyjaźń między naszymi ekipami się zawiąże? Niestety, spotkanie to przypłaciliśmy kolejnym mrożącym krew w naszych żyłach wydarzeniem. W drugim secie na boisko nieszczęśliwie upadła i jak się później okazało zerwała więzadło w kolanie Hania Puchała. Hania miała już w tym sezonie nie wyjść na boisko… Dacie wiarę?

W nowy sezon weszliśmy z animuszem jakiego mało kto się spodziewał. Ostatecznie zajęliśmy niespodziewane drugie miejsce w lidze wojewódzkiej juniorek, drugie miejsce w lidze wojewódzkiej kadetek i obroniliśmy tytuł mistrzyń województwa w młodziczkach. Dziewczęta zdobyły też bezcenne doświadczenie w trzeciej lidze kobiet. W młodziczkach naszymi głównymi rywalkami była ekipa Lidera Konstantynów Łódzki, która zrobiła fantastyczny postęp w ciągu ostatniego sezonu. W kadetkach i juniorkach stoczyliśmy sporo emocjonujących bojów m.in. z ŁKS Siatkówka Żeńska, Volley 34 Łódź czy UMKS Tuszyn. Łatwo nie było pod kątem zdrowotnym: na jednym z wrześniowych treningów więzadło w kolanie zerwała Natalka Kiejnich, z ciężkimi urazami pleców przez cały sezon zmagały się Paulina Fister i Weronika Kula, a w styczniu kostkę skręciła Amelka Ostrowska.

W lutowym turnieju ćwierćfinałowym juniorek w Opolu bardzo dzielnie rywalizowaliśmy przeciwko starszym koleżankom. Tutaj prawdziwe show dały nasze środkowe: Marcysia Kułak i Zuzia Gruchaj. Niestety dosięgnęła nas kolejna kontuzja, staw skokowy skręciła Brylka. Ale Brylka, jak to Brylka, nie kazała na siebie długo czekać i szybciutko do nas wróciła. We wrocławskich ćwierćfinałach kadetek byliśmy o jeden mecz od awansu do najlepszej szesnastki w Polsce, którego pozbawiły nas siatkarki… Szamotulanina Szamotuły. Z tego turnieju najbardziej w pamięci zapadła mi heroiczna postawa Pauliny Fister, która wyszła na boisko po długiej przerwie spowodowanej kontuzją pleców. Po powrocie z Wrocławia poprawiliśmy sobie humory zdobywając złoty medal w wojewódzkiej Licealiadzie. Dla starszej części naszej załogi halowy sezon dobiegł końca. Młodsza część miała do załatwienia jeszcze jeden ważny temat…

Przyszedł czas na rozgrywki, na które czekaliśmy od wielu miesięcy. Rozgrywki centralne młodziczek dla rocznika 2007.

Etap ćwierćfinałowy to turniej w Kielcach, który dość pewnie wygraliśmy pokonując kolejno rywalki z: Ostrowca Świętokrzyskiego, Stalowej Woli, nasze koleżanki z ŁKS oraz nasze dobre koleżanki z Nowego Targu, które wielokrotnie w tej historii już występowały. Swoje pierwsze piłki w tym sezonie skończyła Hania Puchała…

Emocje związane z losowaniem grup półfinałowych jak zwykle były ogromne. Szczęście uśmiechnęło się do nas i na początku kwietnia mogliśmy gościć w Łasku: Jagiellończyka Biała Podlaska, Szamotulanina Szamotuły i UKS Kożuchów. Wygraliśmy 2:0 z Białą Podlaską, po siatkarskim thrillerze ulegliśmy 1:2 Szamotułom i w niedzielne południe stoczyliśmy mecz, jakiego łaska „Budowlanka” jeszcze nie widziała. Mecz, który miał zadecydować o tym, czy zagramy w najlepszej ósemce w Polsce. Hala aż huczała od dopingu. Połączone siły kibiców z Łasku i Szamotuł pomogły łaskowiankom w odniesieniu zwycięstwa. Szał radości był ogromny, wiedzieliśmy jednak, że to nie nasze ostatnie słowo…

Nadszedł 20 kwietnia… Ruszyliśmy do Szamotuł na drugi z rzędu Finał Mistrzostw Polski Młodziczek…

Dalszy ciąg tej historii już znacie… A jeśli nie znacie, to wkrótce jeszcze trochę poprzynudzam na temat samego turnieju finałowego. Nie obędzie się też bez podziękowań!

Trzymajcie się!

CZĘŚĆ 2.

JAK DO TEGO DOSZŁO? NIE WIEM…

No dobra, wiem i zaraz Wam opowiem…

Historię naszej dzielnej zgrai miałem okazję opisać tutaj:

https://www.facebook.com/filip.lipowski/posts/5779906268691226, kto jeszcze nie przeczytał – serdecznie zapraszam – jest długo, nudno, ze zbędnymi szczegółami, czyli tak jak lubię.

W drugiej części tego podsumowania chciałbym przybliżyć Wam trochę sam turniej w Szamotułach, choć szczerze przyznam, jak tak teraz na chłodno pomyślę, to niewiele z niego pamiętam. Spróbuję się więc cofnąć kilka miesięcy wstecz (ale już tylko kilka) i postaram się wytłumaczyć Wam, czemu w Szamotułach wszystko zagrało, choć wcale nie musiało. Wybaczcie, że skupię się teraz już tylko na młodziczkach trochę pozostawiając na boku resztę drużyny, to już ostatni raz!

Mieliśmy czerwiec 2021, byliśmy tuż po przegranych, bo w takich kategoriach traktowaliśmy 6. miejsce OOM-ach, po awansie do wrześniowych połówek młodziczek i w trakcie sezonu plażowego. Rozpoczynał się kolejny etap naszej siatkarskiej przygody, powstała klasa sportowa SMS w ZSM-T w Ostrowie, dzięki czemu do naszej ekipy dołączyło kilka nowych twarzy. W głowie mojej zaczęła kiełkować myśl w jakim składzie zagramy w lidze młodziczek i gdybym wtedy miał napisać na kartce to zestawienie, wyglądało by to mniej więcej tak:

Rozegranie: Martyna Bulzacka

Przyjęcie: Hania Puchała, Oliwia Pilecka/Roksana Wojtasik

Atak: Karolina Kulczyńska

Środek: Weronika Kula/Lena Michalska, Amelka Ostrowska

Libero: Martyna Michalak/Ewa Mrózek

Trochę inaczej to wyglądało na finałach co nie?

Już sierpniowy obóz na Helu dał mi trochę do myślenia. Okazało się, że nasza mała pchełka, EWCIA MRÓZEK mimo skromniutkich warunków fizycznych dobrze radzi sobie na siatce, w głowie pojawił się więc zamysł, że szkoda marnować takie umiejętności i będziemy Ewie „miksować” grę na pozycji libero z grą na przyjęciu. Jak się okazało, nie do końca tak było, a główny wpływ na to miał kolejny ciąg zdarzeń, związany z kolejną z naszych zawodniczek, a mowa o…

HANI PUCHALE

To jest historia, którą będę wnukom opowiadał w bujanym fotelu przy kominku. Mówiłem Wam, że kocham romantyczne sportowe historie, przy których łza się w oku kręci? Ta jest najlepsza, bo mogłem być najbliżej niej jak się da. Posłuchajcie…

Hania po sezonie plażowym przyjechała na sierpniowy helski obóz w wielkiej formie. Skakała jak sprężyna, prała po wszystkich kierunkach, fajnie przyjmowała, zagrywała, no generalnie najlepsza wersja Puchcia jaką znamy. W perspektywie nadchodzących półfinałów Mistrzostw Polski była to dla nas spora nadzieja na końcowy sukces, w postaci awansu do ósemki najlepszych drużyn w kraju. I tu otrzymaliśmy pierwszy, jak się potem okazało najlżejszy cios. Mniej więcej w połowie pierwszego tygodnia obozu Hania skręciła nogę w kostce. M.in. domowymi sposobami (niezastąpiona kapusta) postawiliśmy ją na nogi i już po ok. tygodniu zaczęła wykonywać pierwsze podskoki. Kamień spadł nam z serca. Raczej zdążymy! No to się jeszcze zdziwicie…

Środa, 1 września, do pierwszego meczu podczas półfinałów zostały niecałe 3 dni, ok. południa dzwoni telefon, w słuchawce słyszę rozedrgany głos mamy Hani, Pani Agaty (Panią Agatę przepraszam, że sprzedaję tą historię publicznie, tak jak ją pamiętam, ale ten wątek jest tak mega ważny w całej sprawie, że nie jestem w stanie go pominąć):

– Trenerze! Tragedia!

– Co się stało?!

– O Jezu… Co ja zrobiłam… Tragedia…

– Pani Agatko, spokojnie, co się stało?!

– Najechałam Hani na nogę!

I teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy nam do śmiechu nie było. Oj nie było. Szybki wyjazd na zdjęcie, okazało się, że palec, który dostał się pod koło jest tylko stłuczony. Tylko stłuczony? No nie wyglądało to tak na czwartkowym treningu. Hania ledwo odrywała się od ziemi…

W piątek było już nieco lepiej i Hania wyszła na poranny, sobotni mecz z Olsztynem, w którym co prawda zagrała na pół gwizdka, ale udało nam się go wygrać 2:0. Wieczorem czekało nas starcie „o wszystko” z Rzeszowem. Hanka szalała na siatce, a w tie-breaku serią mocnych zagrywek wyprowadziła nas na prowadzenie 7:1. Mieliśmy to! Byliśmy w finale Mistrzostw Polski! A jeszcze kilka dni wcześniej ze stopą pod kołami samochodu…

Myślicie pewnie, że to już koniec, ale kto śledził tą historię od początku wie, że to dopiero początek. W euforii pojechaliśmy do Warszawy, nasze pierwsze siatkarskie marzenie spełniło się szybciej niż się spodziewaliśmy, byliśmy w najlepszej ósemce w kraju. Turniej warszawski już opisywałem, wracał do niego nie będę, zainteresowanych odsyłam do pierwszej części. Dla porządku przypomnę: Hania kończy warszawskie finały z zerwanym więzadłem w kolanie…

I teraz wkleję Wam treść wiadomości, którą napisałem Pani Agacie Puchale, co prawda było to jeszcze przed kontuzjami Hani, ale jak ulał pasuje do tego co się wydarzyło:

„Ja to już Pani pisałem, że jak to się wszystko uda, a musi się udać, to nakręcimy jakiś film familijny o historii tej drużyny. Wszystko w nim będzie: odwołany Kinder, covid w trakcie OOM, ten kryzys co teraz, a kto wie co nas jeszcze spotka… A na koniec będzie happy end.”

Prorok jaki czy co?!

Tło już macie, podeszliśmy do tegorocznego sezonu młodziczek bez kluczowej przyjmującej, w dodatku tuż po finałach więzadło w kolanie zerwała nasza druga rozgrywająca, Natalka Kiejnich z rocznika 2006, a problemy z plecami zaczęły zgłaszać Oliwka Pilecka i Weronika Kula. Co tu robić, co tu robić…

Dużo czasu do zastanowienia nie było, sezon zaczynamy w szóstce z: Bulzem, Michem, Karolą, Ewcią na przyjęciu, Kulką i Amelką Ostrowską na środku i Roksaną Wojtasik na drugim przyjęciu. ROKSANA WOJTASIK… Dopiero dzisiaj do mnie doszło, że jak zaczynaliśmy tegoroczny sezon, to miała rozegranych ZERO pełnych meczów ligowych. Ani razu w lidze nie była na boisku od dechy do dechy. Dziś jest wicemistrzynią Polski. Czaicie?

Z konieczności, ale myślę, że w konsekwencji było to dla niej jedynym słusznym wyborem, patrząc na to jaki postęp zrobiła przez ostatnie pół roku na rozegranie została przestawiona PIDŻEJ, JANKA, OLI, jak kto woli, no po prostu Oliwka Pilecka.

Sezon trwał, w trakcie trwania ligi wielkie wrażenie na wszystkich robiła AMELKA OSTROWSKA, która o pół głowy przewyższała najwyższe koleżanki z pozostałych drużyn co w połączeniu z niską, młodziczkową siatką często kończyło się siatkarskimi gwoździami. Dzielnie radziliśmy sobie ze składem, pod nieobecność naszej podstawowej środkowej WERONIKI KULI solidnie zastępowała ją PANDA, czyli LENKA MICHALSKA, na lewym skrzydle odpaliła ROKSANA WOJTASIK, która była naszą najlepiej punktującą, solidną grę dołożyły KAROLINA KULCZYŃSKA i MARTYNA MICHALAK, a wspomniana już wcześniej EWCIA MRÓZEK bardzo fajnie radziła sobie na skrzydełku. Pierwsze boiskowe chwile miała za sobą MONIA MIŁEK. Całością kierowała siatkarka, o której już słyszeliście, ale ją zostawię sobie na sam koniec tej opowieści…

Wygraliśmy bez porażki ligę wojewódzką, wygraliśmy bez porażki ćwiartki, organizowaliśmy półfinały w Łasku…

I zanim przejdziemy do dalszej części opowieści, wiadomość z 4 stycznia, autorką Pani Agata Puchała:

„Dzisiaj (lekarz) powiedział, że nowe wytyczne są takie, że 10 miesięcy powinna czekać do pełnego grania, ale że po 6 miesiącach może zrobić rezonans i jak wszystko się ładnie odbuduje to on może jej dać zielone światło.”

4 stycznia miało to być 10 miesięcy (od 15 listopada kiedy Hania miała operację). 3 kwietnia, po 4 miesiącach i 19 dniach Hania wyszła w szóstce na nasz, jak do tej pory najważniejszy mecz sezonu z Kożuchowem. Mecz, który miał zadecydować o tym czy pojedziemy na kolejne finały Mistrzostw Polski. Skończyła ten mecz z tytułem MVP, a my cieszyliśmy się z awansu do najlepszej ósemki w Polsce…

Jedziemy na finały do Szamotuł!

Zanim o samych finałach słów kilka, to jeszcze jeden element tła. Zupełnie inaczej wyglądał ten sezon w porównaniu do poprzedniego, choć liczba podobieństw jest dość spora. Tak to już chyba jest, kiedy coś w życiu dzieje się po raz kolejny. Rok temu po raz pierwszy zdobywaliśmy medal Mistrzostw Województwa, po raz pierwszy graliśmy w ćwiartkach, połówkach, finałach. Praktycznie po każdym ze zwycięstw cieszyliśmy się jak małe dzieci. W tym roku przyszło jakby stonowanie i dystans do tego co robimy. Kolejne wygrane turnieje w lidze wojewódzkiej dawały radość, ale to nie było to samo co rok temu. Awans z ćwiartek do półfinałów jakby spłynął po dziewczynach. Cieszyliśmy się bardzo z awansu do finałów, ale z tego turnieju mocno zapamiętam też gorzkie łzy po przegranym spotkaniu z Szamo dzień wcześniej. Wydaje mi się, że dziewczęta po prostu podświadomie, mimo że staraliśmy się te myśli na każdym kroku od nich odpędzać wiedziały, że stać je na medal i każdy inny wynik niż medal uznałyby w tym roku za porażkę.

No to jedziemy do Szamotuł!

Na pierwszy ogień Solna, z którą wygraliśmy rok wcześniej. Solna, która wygrała w półfinałach „grupę śmierci” odsyłając do domu jednego z faworytów do tegorocznego złota, Legionovię oraz zawsze mocny Energetyk, wygrywając też z Pałacem. Bałem się tego meczu, bo oglądając mecze z bydgoskich półfinałów wiedziałem, że to zespół w naszym zasięgu, a nie ma nic gorszego, zwłaszcza biorąc pod uwagę skład naszej grupy niż potknąć się na starcie. Dziewczyny stanęły na wysokości zadania, opanowały emocje, zagrały naprawdę solidne zawody i wygrały 2:0. Świetnie zaprezentowała się Ami, nie bez powodu wybrana najlepszą zawodniczką spotkania, która wróciła do pełnej dyspozycji dopiero w marcu, pod koniec stycznia skręciła bowiem kostkę. Po pierwszym meczu nie mieliśmy nadziei, że stać nas w tym turnieju na wszystko. Byliśmy o tym przekonani…

Dużą (w mojej prywatnej opinii) niespodziankę sprawił w naszej grupie Lider Konstantynów, który pokonał 2:1 MOS Metro Warszawa. Przyznam szczerze, że dla mnie stołeczna ekipa była głównym faworytem do złota, bo dobrze zdawałem sobie sprawę z potencjału jaki posiada. Najlepsze siatkarki z: MOS Wola, Metra i GLKS-u Nadarzyn, z którymi mogliśmy rywalizować rok wcześniej podczas OOM-ów stworzyły „dream team”, który pozwalał myśleć o Mistrzostwie Polski. W dodatku prowadzony przez duet trenerski, który też można chyba śmiało nazwać drugim „dream teamem”, patrząc na to ile medali Mistrzostw Polski zawiesili na swoich szyjach trenerzy Janusz i Darek i ile reprezentantów i reprezentantek Polski wyszkolili. Jak się później okazało dużo się nie pomyliłem…

W drugim meczu trafiamy właśnie na „warszawskie wieżowce”, które udowadniają swój potencjał i rozprawiają się z nami w dwóch setach. Mieliśmy tam swoje szanse zwłaszcza w pierwszej partii, ale rywalkom trzeba oddać, że były sportowo od nas lepsze. Po tym spotkaniu przyszedł czas na 2 mecze, które zapamiętam do końca życia…

SMS Ostrów Łaskovia Łask – UKS Lider Konstantynów Łódzki 2:1 (25:20, 23:25, 15:9)

Dziewiąty mecz w sezonie młodziczek. Piętnasty mecz licząc wszystkie kategorie wiekowe. Mecz, od którego zależało, który z dwóch zespołów awansuje do półfinału. O Liderze napisaliśmy już w tym roku wszystko. To zespół, z którym znamy się jak łyse konie, wzajemnie się wspieramy, wielokrotnie gratulowaliśmy sobie wspaniałej postawy w tym sezonie, a w Szamotułach wzajemnie się dopingowaliśmy. Oczekiwanie na ten mecz, to było chyba najdłuższe kilka godzin w naszej wspólnej siatkarskiej przygodzie. Fałszywe uśmiechy, motywacja, ale widać było jak od środka zżera nas niepewność i stres. Ale daliśmy radę. Po raz kolejny daliśmy radę! Najlepsze jest to, że sportowo z tego meczu praktycznie nic nie pamiętam. Pamiętam, że odskoczyliśmy w pierwszym secie, że w drugim prawie dogoniliśmy, że w tie-breaku prowadziliśmy chyba od 5:5 i już nie daliśmy sobie wydrzeć wygranej i w sumie tyle. Najbardziej z tego meczu utkwi mi w pamięci natomiast jeden moment. Przy stanie 21:21 w drugim secie Bulzo zagrała w siatkę, akcję później zrobiła błąd podwójnego odbicia. Jedyny taki w całych finałach dodajmy. W najważniejszym momencie swojej siatkarskiej przygody. To nic, że do końca partii grała super, z resztą jak przez cały turniej. Po przegranym secie zeszła z boiska zapłakana. Czyżby teraz miało się to wszystko zawalić? I wtedy najdobitniej pokazałyście – zwracam się tu do moich dziewcząt – jaką wielką drużynę stworzyłyście. Wsparcie dla Martyny, które okazałyście w najtrudniejszym dla niej momencie to znak, że mimo różnic wszyscy jechaliśmy na jednym wózku, wszyscy patrzyliśmy w tą samą stronę. Bulzo już do końcu meczu nie zrobiła żadnego błędu, nie bała się przerzucać, przyspieszać, w efekcie przy stanie 15:9 na boisku wybuchł szał radości, a Martynka otrzymała zasłużoną nagrodę dla najlepszej zawodniczki meczu. Nagrodę, którą zawdzięcza całej drużynie. Byliśmy w najlepszej czwórce w Polsce! W sobotę czekała nas walka o wejście do ścisłego finału.

SMS Ostrów Łaskovia Łask – MUKS Sparta Warszawa 2:1 (25:17, 19:25, 15:9)

Jeśli na tych finałach był jakiś zespół, z którym najdłużej walczyliśmy w ramach ogólnopolskiej rywalizacji to była to właśnie Sparta. Historia tej rywalizacji sięga jeszcze trójek i naszego wicemistrzostwa z Zabrza. Później wielokrotnie mogliśmy gościć Spartanki w Łasku, wielokrotnie też spotykaliśmy się na innych turniejach towarzyskich. Sportowo znów pamiętam z tego meczu niewiele. Były to takie emocje, które ciężko ogarnąć myślami. Nawet sobie nie wyobrażacie jak ciężko po takim meczu wybiera się MVP. Najbardziej utkwiły mi jednak w pamięci trudne, sytuacyjne piłki skończone przez Karolę w kluczowych momentach. Jak się potem okazało Karola zdobyła tych punktów aż 16 i słusznie otrzymała nagrodę. Ale największą wygraną tego meczu była chyba Hania Puchała. Hania Puchała, która powinna zacząć skakać koło września, może sierpnia. Hania Puchała, która pod koniec kwietnia, w meczu półfinałowym Mistrzostw Polski zdobyła 13 punktów, z 60-procentową efektywnością w ataku. Pisałem to już wielokrotnie: NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE!

W niedzielę pozostał nam do rozegrania finał z ekipą MOS Metro Warszawa. O samym finale pisał nie będę, bo i tak niewiele z niego pamiętam. Co prawda dzielnie walczyliśmy, ale stołeczny „dream team” po raz kolejny okazał się lepszy. Nie wiecie pewnie natomiast, że tego stołecznego „dream teamu” mogło w ogóle nie być…

Trenerze, zwracam się tu do trenera Darka Kopaniaka, mam nadzieję, że nie będzie miał mi trener za złe, że ujawniam te informacje, bo sami wielokrotnie w siatkarskim gronie się nimi dzieliliśmy i chyba nie jest to tajemnica. W maju trener Kopaniak zadzwonił do mnie z propozycją zrobienia fuzji. Zespół Metra miałby grać w łódzkiej lidze wojewódzkiej jako drugi zespół Łaskovii, pod innym szyldem (podobnie jak na Mazowszu, gdzie pod szyldem MOS Metro grał jako drugi zespół MOS Wola), a po zakończeniu ligi mielibyśmy się połączyć w jedną ekipę i powalczyć o medal w Polsce. Odparłem, że się zastanowię, ale szczerze powiem, że nie zastanawiałem się nawet przez chwilę. Wierzyłem bowiem, że w naszej drużynie jest siła. Z resztą sam trener Darek chyba z biegiem czasu stwierdził, że nie jest to najlepszy pomysł, bo umarł on śmiercią naturalną. Związki na odległość zawsze źle się kończą…

Historia ma swój happy end, trener Darek dopiął swego, udało się zrobić fuzję z MOS-em, stworzyć siatkarski „dream team”, a dziewczyny z Mazowsza zawiesiły na swoich szyjach złote medale. My nierozerwalnie pozostaliśmy drużyną i zdobyliśmy srebro, które nam wszystkim smakuje jak złoto. Najpiękniejszą drużyną, którą mógłbym sobie wymarzyć i której, bez względu na wyniki sportowe nie zamieniłbym na żadną inną!

Pojawiło się sporo głosów krytykujących MOS i Metro za powstałą fuzję. Ja byłbym bardzo daleki od tego. Patrząc na to jak budowane są kluby w Polsce, gdzie na etapie młodziczki od paru ładnych lat za wielkie pieniądze powstają prawdziwe kombinaty złożone z reprezentantek Polski pościąganych z całego kraju, takie postępowanie często jest jedyną drogą do osiągnięcia sportowego sukcesu. Dziewczętom z Warszawy bardzo serdecznie gratuluję, bo zwycięstwo było jak najbardziej zasłużone! A kto jest bez grzechu i nigdy, przenigdy nie wzmocnił się zawodniczką z innego zespołu, niech pierwszy rzuci kamień… 😉

Kochani! Pamiętajcie!

JESTEŚMY WICEMISTRZEM POLSKI!

Zrobiliśmy to razem! Dziewczęta, rodzice, wszystkie osoby, które nas przez ten czas wspomagały! Każdy dołożył cegiełkę do tego wspaniałego sukcesu! Dokonaliśmy niemożliwego i to wspaniałe wspomnienie pozostanie z nami do końca życia!

Dziewczęta, jeszcze raz wielkie brawa dla Was wszystkich! Zrobiłyście coś wielkiego, niesamowitego! W następnym wpisie postaram się podziękować każdej z Wam z osobna, a także pozostałym osobom, bez których tego wyniku by nie było. To będzie już ostatni wpis w tym temacie. Musimy bowiem zakasać rękawy i dalej brać się do roboty… 😉

PODZIĘKOWANIA…

Dobra moi mili! Dosyć przynudzania! Pora podziękować tym, bez których naszego historycznego wyniku w Szamotułach by nie było, tym bez których nie moglibyśmy zawiesić na szyjach srebrnych medali, tym bez których nie moglibyśmy powiedzieć o sobie, że jesteśmy WICEMISTRZEM POLSKI!

Dwóm osobom z tego grona dziękowałem już wielokrotnie i podziękuję raz jeszcze. Maja Lipowska, Bogdan Lipowski, dzięki przede wszystkim za cierpliwość, wytrwałość, upór i za to, że potrafimy najmocniej się wspierać w tych najtrudniejszych chwilach. Bardzo chciałem podziękować mojej mamie, która musi znosić nasze nerwy, stresy i emocje. Bardzo dziękuję rodzeństwu: Blanka Lipowska, Mikołaj Lipowski oraz ich najbliższym i jednocześnie przepraszam za to, że przy każdym niedzielnym obiedzie gadamy niemal tylko o siatkówce i jakiego tematu byście nie zarzucili, to zawsze jesteśmy w stanie w jednym zdaniu przejść z niego do siatkówki. No tak już niestety mamy… 😉

Dziękuję też serdecznie naszemu największemu kibicowi, mojemu teściowi Zbyszkowi Nowickiemu, który od niemal dwudziestu lat jeździ z naszym klubem po całym kraju.

Bardzo serdecznie dziękuję Pani dyrektor ZSM-T w Ostrowie, Pani Beacie Pokorskiej-Galowicz, która podobnie jak my zrobiła wszystko by w Ostrowie ruszyła klasa siatkarska. Bez tego na pewno nam by się nie udało, bo większość dziewcząt nie miałaby jak pogodzić treningów z nauką. Wiem, że często marudzimy na różne rzeczy, ale zawsze okazujesz nam zrozumienie i dzięki Tobie możemy być tu gdzie teraz jesteśmy.

Ogromne podziękowania dla wszystkich rodziców i najbliższych! Dzięki Wam bandy „siatkarskich świrów” zazdrości nam teraz cała Polska!

Poczynając od tych, którzy są z nami od samego początku: Pani Wioleta Bulzacka i Pan Jacek Bulzacki, który w Szamotułach stracił głos, Pani Kamila Michalak i Pan Krzysiu Michalak, który jeszcze nie jedną pałkę w bębnie połamie. Pani Elżbieta Kulczyńska i Pan Tomek Kulczyński, którzy za Karolą zjeździli już niemal całą Polskę. Szczególnie mocno chciałbym podziękować Pani Eli i Pani Kamili za Waszą cierpliwość, bo wiemy jak ciężko było namówić dziewczęta, żeby wybrały akurat naszą szkołę i kontynuowały siatkarską przygodę, ale myślę, że teraz nie żałują. Bo że Wy nie żałowałyście tego wyboru od samego początku jestem przekonany. Serdecznie dziękuję Państwu Puchałom, Panu Maćkowi, ale przede wszystkim Pani Agata Puchała, za wszystkie przegadane godziny, zwłaszcza podczas kontuzji Hani. To że możemy teraz płakać ze szczęścia i rzucać się sobie w ramiona, to w ogromnej mierze Pani zasługa. Wielkie podziękowania dla rodziców Roksi, którzy też byli z nami w Szamotułach, dopingowali, skakali, krzyczeli. Wielkie podziękowania dla rodziców Lenki Michalskiej, zwłaszcza Pana Pawła, który w Szamotułach razem z „siatkarskimi świrami” skakał pod sam sufit. Ogromne podziękowania dla całej zwariowanej rodzinki Kulów (chyba dobrze odmieniłem): Paweł Kula, Ewa Kula, Magdalena Kula, Beata Plominska, która przez ostatnie 3 lata wzięła na siebie trud dowożenia Weroniki na treningi i mecze oraz wspierania jej zwłaszcza w tym sezonie, podczas jej problemów z plecami. Szczególnie duże słowa podziękowania natomiast chciałbym skierować do tych, którzy wcześniej nas nie znali, nic o nas nie wiedzieli i zaufali obcym ludziom oddając swoje największe skarby w nasze ręce. Mowa tu o rodzicach, których córki od września mieszkają w ostrowskim internacie, co było niewątpliwie dla dzieci i dla Państwa ogromnym wyzwaniem. Szczególne podziękowania dla Pani Małgorzata Gośka i Tomasza Mrózka, że nie bali się powierzyć Ewci w nasze ręce, wielokrotnie podkreślaliśmy, że to ona ma do nas najdalej, ma najtrudniej, bo rozłąki bywają najdłuższe i jesteśmy z niej i z Państwa mega dumni, że tak dzielnie to znosicie. Wielkie podziękowania dla Pani Elis Os i Pana Piotra Ostrowskiego za to, że mimo iż o Amelkę „biło się” całe Mazowsze, to zaufaliście właśnie nam. Strach pomyśleć ile kilometrów w tym roku przejeździliście. Podziękowania ogromne także dla Pani Eweliny Pileckiej i Pana Marcina Pileckiego za to, że zawsze wspieracie Oliwkę, bo wiemy, że w tym sezonie też miała swoje problemy zdrowotne i chwile zwątpienia związane ze zmianą pozycji. Ogromne podziękowania dla rodziców Moniki Miłek, Pani Joanny i Pana Krzysztofa, którzy do tej pory z siatkówką nie mieli zbyt wiele wspólnego, a dzięki temu, że Monia potrafiła wzbudzić w sobie siatkarską pasję wspólnie z nią dołączyli do naszego grona i byli z nami niemal na każdym turnieju, również w Szamotułach. Serdecznie dziękujemy także rodzicom Zosi Florczyk, która jest z nami najkrócej, ale dzięki Państwa wsparciu również mogła pomóc nam w wywalczeniu tegorocznego sukcesu.

Zawsze wiedzieliśmy, że nasz zespół to nie tylko młodziczki, więc „siatkarskimi świrami”, są nie tylko rodzice i najbliżsi młodziczek, natomiast to co się działo w Szamotułach i 3 tygodnie wcześniej w Łasku przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. To jaki show tam daliście na trybunach utkwi mi w pamięci nie mniej niż to co na boisku wyprawiały dziewczęta. O Panu Jarku Fisterze już tu kiedyś pisałem, takiego szefa kibiców nie powstydziłby się żaden klub w Polsce! Wraz z Panią Elą Fister macie ogromny wkład w to, jak teraz nasza drużyna wygląda. Wzruszył mnie jeden z wpisów w komentarzach od Pani Anna Kułak, która napisała, że cieszą się wraz z mężem Sławkiem, że przyjęliśmy ich do naszej siatkarskiej rodziny. Pani Aniu, z ust takiego doświadczonego pedagoga jak Pani te słowa brzmią szczególnie miło. Pamiętajcie, że to Wy wspólnie z nami tą siatkarską rodzinę tworzycie! Ogromne podziękowania dla Pani Karolina Bryl z mężem Maksymilianem, którzy wspierają nas i przede wszystkim Julę dzielnie już od kilku lat, współpraca z Wami to ogromny zaszczyt. Podziękowania dla rodziców Natalki Kiejnich, zwłaszcza dla Pani Katarzyna Kiejnich, która jest na każde zawołanie Natalki, co jest mega ważne dla niej w tak trudnym czasie. Wielkie podziękowania dla Pani Aneta Sobolewska z mężem Pawłem oraz Pani Eli Witek z mężem Adrianem za to, że Państwo również nie bali się oddać dzieci pod nasze skrzydła. Ogromne podziękowania także dla rodziców naszego juniorskiego rodzynka, Zuzi Gruchaj Agnieszka Gruchaj i Pana Krzysztofa. Wspólnie z Zuzią udowodniliście, że jesteście częścią ogromnego, razem bijącego siatkarskiego serca.

Serdecznie dziękujemy także pozostałym rodzicom i najbliższym, którzy wspierali dziewczęta, zwłaszcza naszej kochanej Pani Wiceprezes, Ewa Zydorek, która w Szamotułach szalała na trybunach jak na najlepszym weselu! 😉

Jeszcze raz serdecznie dziękuję także tym, których nie wymieniłem tu z imienia i z nazwiska, lista jest naprawdę długa.

Mega podziękowania dla całej naszej starszyzny: Fiśki, Marychy, Natalki, Zuzi, Brylki, Angie i Ziuty za to, że dopingowałyście koleżanki na żywo, ściskałyście kciuki i obgryzałyście paznokcie z nerwów przed ekranami. To jest Wasz sukces! Jesteście częścią tej drużyny! Wspólnie przecierałyście szlaki w zeszłym roku w Warszawie, a w tym roku w Opolu i Wrocławiu. Wspólnie skakałyście z radości po zwycięstwach i płakałyście po porażkach. Jestem dumny, że mam taką DRUŻYNĘ!

Dzięki również dla naszych maluchów z minisiatkówki, które wczoraj sprawiły nam mega niespodziankę na treningu. Wiem, że też śledzicie nasze poczynania i wierzę w to, że za parę lat będziecie się cieszyć tak samo jak dziewczyny!

Ogromne podziękowania dla jeszcze jednego członka naszej siatkarskiej rodziny, trenera Michał Korycki, który odpowiadał w tym roku za nasze przygotowanie motoryczne i dzięki któremu dziewczęta pokochały: hantle, płotki, gumy, podesty i kettle. Michał, bez Ciebie naszych sukcesów by nie było i cieszymy się, że możemy razem współpracować!

Wielkie dzięki dla całej naszej „związkowej” ekipy, z którą od lat mamy zaszczyt i przyjemność wspólnie działać. Szczególnie dla Pani Dyrektor Anety Olszyckiej i dla naszego najwierniejszego kibica wśród ŁZPS-owskich sędziów, Kuby Wlaźlika!

Bardzo, ale to bardzo serdecznie dziękuję wszystkim trenerom i klubom, dzięki którym nasze młodziczki trafiły po raz pierwszy na salę i dzięki którym możemy się teraz wspólnie cieszyć:

Anna Danielska i całej ekipie AS Zduńska Wola, gdzie pierwsze siatkarskie kroki stawiała Hania Puchała, która jest z nami już od 4 lat,

Tetyana Kwiecińska i Marek Kwieciński, za to że Wasza „Blondi” trzy lata temu mogła dołączyć do naszej ekipy,

Krzysztof Trochimiak, za to że w Becie Błonie potrafił dostrzec Amelkę Ostrowską, która na wszystkich nas od pierwszego spojrzenia robiła ogromne wrażenie,

– całej trenerskiej ekipie TS Stal Śrubiarnia / SMS ŻAPN Żywiec – piłka siatkowa za to, że Ewa Mrózek mogła połączyć swoją siatkarską pasję z mundurową pod naszymi skrzydłami i dzięki temu możemy cieszyć się wspólnie ze srebrnego medalu,

School Of Volley za Zosię Florczyk, która okazała się dla nas w tym roku cennym wzmocnieniem.

Wspominając o Oliwce Pileckiej, szczególne podziękowania chciałbym skierować natomiast na ręce tego „the one and only”, trenera, któremu szyja może się urwać pod ciężarem zdobytych medali, który namówił tatę na SMS i który wychował niezliczone rzesze siatkarek, grających teraz po całej Polsce. Trenerze! Krzysztof Filipowicz! Dziękujemy! Pani Basiu Barbara Filipowicz, jesteście wielcy!

Przeogromne podziękowania dla wszystkich pozostałych trenerów, z którymi dane było nam rywalizować w tym i poprzednich sezonach, bo tylko wspólna rywalizacja pozwala nam się rozwijać i cieszyć z sukcesów naszych podopiecznych, zaczynając od tych, z którymi najwięcej czasu spędziliśmy na wojewódzkich parkietach:

Sławek Kołcz – tyle już o Was pisałem, w tym roku byliście na medal, dobrze wiecie, że V miejsce to ogromny sukces! Wielkie podziękowania i gratulacje dla Ewy i Jacka!

Adrian Michalik – przyjacielu! Dzięki za wszystkie telefony i słowa wsparcia, pamiętam jak po warszawskich finałach czytałem Twoją wiadomość i ryczałem w aucie, cieszę się, że w tym roku możemy płakać, ale już z zupełnie innego powodu, dzięki także dla reszty tuszyńskiej ekipy: Pauliny oraz Maćka!

Marcin Sapiński, Syla Volley – tutaj tak samo jak z Adrianem! Dzięki za telefony, wiadomości i wspólne przeżywanie ostatniego weekendu, bo wiem, że oglądaliście i się stresowaliście. Rywalizacja z Wami zawsze należy do tych najtrudniejszych, dzięki Volleyki!

Krystian Kaczmarski, Wojciech Blomberg – dzięki temu, że mamy w województwie tak mocnego rywala, co już pisałem i Krystianowi po finale kadetek i Wojtkowi w minioną sobotę mogliśmy się siatkarsko rozwinąć! Dzięki Panowie! Robicie super robotę!

Marcin Buchali wraz ze swoim „El Profesorem”, tatą Marianem – dzięki za te lata wspólnej rywalizacji!

Wielkie i szczere podziękowania także dla całej reszty naszego województwa, razem udowadniamy, że ŁÓDZKIE JEST MOCNE!

Podziękowania także dla całej grupy trenerskich przyjaciół z Polski, tych z bliska i tych z daleka. Tych, których mogliśmy w tym sezonie spotkać i tych, których dawno nie widzieliśmy, szczególnie mocne podziękowania dla naszych rywali z Szamotuł:

Dariusz Kopaniak i Janusz Patriak – rywalizacja z trenerami to był zaszczyt! Nie przechodźcie czasem na emeryturę, bo jeszcze kiedyś musimy się odgryźć! 😉 Wielkie dzięki za ten wspaniały weekend w Szamotułach!

Łukasz Klapczyński, Jakub Sauer, Michalina, Dorota, trener Kaziu i cała ekipa z Szamotuł – nie wiem jak to się stało, że po 2-3 turniejach staliśmy się jak rodzina. 😉 Nie tylko my jako trenerzy, ale też dziewczyny, rodzice. To jest prawdziwa sportowa magia! Jesteście wielcy, do zobaczenia już niedługo na piachu!

Miłosz Piersa – chłopie, jak ja Ci współczuję. Jesteś dla mnie tak mega pozytywną osobą, że brak mi słów. Twoje emocje, zaangażowanie, to jaki masz kontakt z dziewczynami. Rób swoje! Na pewno niedługo znów się spotkamy! Dzięki także dla całej reszty trenerskiego sztabu Sparty, zwłaszcza dla Robert Strzałkowski – który to był już mecz z nami? 😉

Marek Skrobot – Mareczku, dzięki za kolejny wspólny finał i miłe słowa po nim, mam nadzieję, że szybko ponownie się spotkamy!

– wielkie dzięki dla wspaniałych ekip z Bydgoszczy i Szczecina, nie graliśmy niestety w jednej grupie, więc było nieco mniej okazji do wspólnych rozmów, ale robicie u siebie mega robotę!

Wielkie dzięki także dla tych, z którymi mogliśmy się mierzyć na wcześniejszych etapach naszej siatkarskiej przygody, w szczególności dla:

Damian Krzemo Krzemiński – chyba nasz największy kibic, wzbudził niemałe poruszenie moim „transferem” do Nadarzyna, o który jeszcze w Szamotułach ludzie pytali, zawsze nas wspiera, mam nadzieję, że już na piachu się zobaczymy, a kto wie, może wcześniej?

Karol Majewski – góral z Podhala, pisał, trzymał kciuki, wyliczał kolejne kroczki, zawsze nas wspierał – dzięki byku!

Kamila Siciarska – zawsze można na nią liczyć, robi mega robotę w Kielcach, również nam gratulowała po każdym turnieju, dzięki Kama!

Grzegorz Komendowski – on to wiedział, on po prostu to wiedział! Kazał robić screeny i miał rację! 😉

Sebastian Tchórz – po zeszłorocznych finałach w Warszawie chyba nie dozna już nigdy żadnej kontuzji… 😉

i cała, cała reszta, którą bardzo przepraszam za niewymienienie z imienia i nazwiska, ale wiedzcie wszyscy, że na stałe jesteście w moim sercu.

Ufff…

Dobrnęliśmy do końca…

No prawie do końca…

Pozostały te najważniejsze…

NASZE SREBERKA Z SZAMOTUŁ!

Ale epilog tej historii zostawię sobie na później.

Na górę